Życie polityczne z natury swojej jest miejscem konfliktu


  

Wypowiadająca się w nim telewidzka odniosła się do osoby prezydenta i słynnego już podpisania umowy o tarczę. Mówiąc o zachowaniu polityków, powiedziała (cytat nie jest dosłowny): „Cóż powiedzieć. Pan prezydent obniża swoje notowania przez swoje zachowanie, które jest, jakie jest. A do ofiar cyklonu po co on pojechał? Bo przecież mu o co innego chodzi”. Zbaraniałem. Gdyby można przyznać nagrodę w kategorii bełkotu medialnego, szanowna pani byłaby jedną z finalistek. Bo czegóż z tej wypowiedzi można się dowiedzieć? Tylko tego, że oglądająca program nie lubi Lecha Kaczyńskiego. Problem jest już w uzasadnieniu. I tutaj zaczynają się schody.

 

„Argumentacja rodem z żurnala”

Życie polityczne z natury swojej jest miejscem konfliktu. Ścierające się ze sobą koncepcje rządzenia społecznością, podejścia do najważniejszych spraw tyczących się zbiorowości, ustanawianie i znoszenie poszczególnych przepisów prawnych, wreszcie sama koncepcja ustroju społecznego są wyrazem ludzkiej rozumnej natury, która odczytując rzeczywistość, stara się zbudować najlepszy dla człowieka ustrój, mogący ułatwić mu ludzkie życie i warunki rozwoju. Oczywiście mówimy o sytuacji wolnych społeczności, niezniewolonych przez najeźdźców czy totalitarne reżimy. A ponieważ każdy z nas rzeczywistość odczytuje inaczej, gdyż nie dysponujemy możliwością ostatecznego poznania tego, co jest, również nasze koncepcje społeczne są różne. Z tego powodu w całokształt życia publicznego ze swej natury wpisane jest zjawisko konfliktu. Świat zachodni, a konkretnie mówiąc: cywilizacja łacińska, kształtując na przestrzeni wieków swoje podejście do życia społecznego, wypracował jednakże inny niż militarny sposób zmagań się pomiędzy różnymi koncepcjami. Tym sposobem jest debata.

Kształtując się w cieniu katedr i uniwersytetów, a one powstawały u zarania cywilizacji zachodniej, w dyskusji odnajdywała sposób uzgadniania wizji świata i społeczeństwa. Wystarczy wspomnieć tylko dzieła starożytnych filozofów, średniowiecznych pisarzy czy dyskusje uniwersyteckie, zebrane w tomy tzw. quaestiones disputatae. Rzetelne prześledzenie historii pokazuje chociażby załamanie się owej debaty w czasach nowożytnych, czego symbolem jest gilotyna. Oczywiście należy pamiętać, że rzeczywistość nie zawsze była tak piękna, ale chodzi o pewną konstrukcję społeczną. W całej jednakże sprawie najważniejszym jest fakt uzasadniania swoich racji. Otóż naczelną rolę odgrywał argument racjonalny. Poszukując uzasadnienia dla własnej tezy odwoływano się do takich argumentów, które dały się racjonalnie przekazać drugiemu człowiekowi oraz racjonalnie sprawdzić. Innymi słowy, kryterium ich siły była prawda. Dzisiaj niestety mamy do czynienia z żurnalową argumentacją, tzn. odwołująca się do gustu, a nie rozumu.

 

„Estetyki coś za dużo…”

Wypowiedź owej telewidzki wpisuje się właśnie w ten rodzaj argumentacji. Dzisiaj bowiem nie liczy się uzasadnienie racjonalne – najważniejsze stało się wewnętrzne przekonanie człowieka. Prawdą jest to, co mi się jawi w swojej oczywistości jako prawda. Powiedzenie: „Każdy ma swoją prawdę” jako uzasadnienie wolności słowa stało się raczej parawanem, za którym kryję się, aby nikt nie poddał w wątpliwość moich poglądów. Następstwem tego jest stosowanie jako jedynego uzasadnienia dla własnych poglądów doznań estetycznych, opierających się na zasadzie: „coś mi się podoba/ nie podoba”. Tylko że w takie sytuacji o dochodzeniu do prawdy nie ma mowy. Zamknięci we własnych marzeniach o świecie najlepszym, strzegąc jak najważniejszej świętości własnych subiektywnych przekonań, zatracamy kontakt ze światem. Podkreślanie tolerancji absolutnej w wymiarze życia społecznego jest jednym z ostatecznych następstw odejścia od argumentacji rozumowej na rzecz dowolności gustów i guścików. Każde zakwestionowanie naszego przekonania odbieramy jako zamach na nasza wolność. W tym amoku subiektywizmu nie dostrzegamy, że mamy do czynienia ze strachem i dekadencją intelektualną.

Jeden z blogerów „Salonu24” zauważył, że jest to efekt medializacji naszego społeczeństwa, gdzie rolę mózgu zajął ekran telewizyjny. Wydaje mi się jednak, że przyczyna jest o wiele głębsza. Jedną z cnót społeczeństwa zachodniego (wystarczy przejrzeć chociażby zbiory eposów rycerskich) było męstwo, które objawiało się nie tylko w odwadze i harcie wobec przeciwnika, ale w sposób szczególny wobec własnej osoby. Koncepcja wychowania, sięgająca korzeniami starożytnej Grecji, nakazywał kształtowanie młodego człowieka, aby stał się „dojrzałym”, tzn. umiejącym podejmować decyzje w oparciu o poznanie prawdy i dobra. Dzisiejsze wychowanie ma raczej wiele wspólnego z podlizywaniem się młodzieży i schlebianiu ich wadom niż z wychowaniem w rozumieniu klasycznym. Powoduje to strach młodego człowieka, który z czasem staje się starszy, przed wysiłkiem intelektualnym. Stąd strach i dekadencja intelektualna. Dlatego debata publiczna zamiast kierować się rozumem, staje się areną gustów i guścików. Jedynym argumentem staje się własne upodobanie, coraz częściej opierające się na wadach niż na cnotach.

 

Ponoć o gustach się nie dyskutuje

Możliwe, ponieważ trudno jest wytłumaczyć dlaczego bardziej smakuje mi jogurt owocowy niż naturalny. Lecz jeśli naszą debatę publiczną przekształcimy w festiwal upodobań a nie argumentów, to już lepiej dzisiaj zamiast wyborów organizować rankingi najgładszych twarzy i najlepiej skrojonych garniturów. Bo w takim społeczeństwie zamiast szarych komórek liczyć się będzie umiejętność dobrania krawata. Tylko czy wówczas coś osiągniemy?

 

 


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *