Lubię maj z jego pięknymi pieśniami, które na cześć Matki Bożej „po górach, dolinach” rozbrzmiewają. Z ustrojonymi kapliczkami, które mają święty obowiązek rozrzewniania. Ze świętem 1 maja, które w jakiś sposób organizowało przecież całe moje dzieciństwo i młodość. Z wytęsknioną zgodą na możliwość oficjalnego obchodzenia Święta Konstytucji. Ze wspomnieniem mojej babci, która wiele lat temu, w 1-majowym zamęcie zawsze śpiewała piosenkę zasłyszaną od rodziny z Warszawy: „Boże daj, Boże daj, żeby przyszedł Trzeci Maj”. No i przyszedł. Drogo okupiony, ale może tym bardziej ważny. Nie umiem wytłumaczyć moim (i nie tylko moim) dzieciom, dlaczego przez tyle lat to święto było zakazane. To może nawet nie jest tak, że nie umiem wytłumaczyć. One po prostu nie mogą pojąć czegoś dla nich tak absurdalnego. Że niby dlaczego? Że co złego w odwoływaniu się do tradycji? I kto mógł czegoś takiego zabraniać?
Idę przez miasto i cieszę się, że jego ulice ustrojone są taką ilością narodowych flag. Póki co zostały one wywieszone głównie na skutek zarządzenia władz, ale z roku na rok Polacy coraz częściej dekorują nimi domy i balkony swoich mieszkań. Flaga wyszła z instytucji do ludzi. Przestała być czymś wyłącznie oficjalnym, powoli, mam nadzieję, staje się częścią naszej prywatności, wyrazem naszego osobistego zaangażowania.
Święto Flagi to był dobry pomysł. Zawsze wydawało mi się, że o symbolach narodowych każdy wie od przedszkola. I naiwnie myślałam! To wygląda na mało prawdopodobne, ale zapytani na okoliczność święta 3 Maja o słowa hymnu państwowego ludzie (w różnym wieku) jako tako radzili sobie wyłącznie z pierwszą zwrotką. Taką świadomość najlepiej chyba pozostawić bez komentarza.
Jak mówić o Ojczyźnie, patriotyzmie, żeby nie popaść w patos? Patos, który łatwo wyszydzić, wyśmiać, wykpić? Wskazać palcem jako coś niemodnego, trącącego myszką, nieeuropejskiego? Jak zachować narodową pamięć, nie narażając się przy tym na zarzut dzielenia państwa i narodu? Zarzut występowania przeciwko czemukolwiek czy komukolwiek?
Bogiem a prawdą – nie bardzo umiem odpowiedzieć na te pytania. Dziś do patriotyzmu Polak dosyć sceptycznie jest nastawiony. I chociaż na okoliczność umiemy go zademonstrować, to patriotyzm codzienności dosyć nam słabo wychodzi. Można odnieść wrażenie, że wstydzimy się demonstrowania swojej przynależności narodowej. A przecież powodów do dumy trochę by się znalazło.
Może więc warto zainwestować w patriotyczne uświadamianie najmłodszego pokolenia. Tak, żeby, zanim wejdzie w dorosłość, zrozumiało, czym jest narodowa przynależność i że Ojczyznę przyjmuje się z całym bagażem jej dziejów, a odwoływanie się do przeszłości żadną miarą nie może być źródłem podziałów. Najpierw jednak muszą to pojąć dorośli.