Psycholodzy z Uniwersytetu Kalifornijskiego i Uniwersytetu Stanforda przebadali osoby w wieku 18 – 90 lat. I co się okazało? Że „ramole, wapniaki i nietoperze” (tak nazywa dojrzałych obywateli polska młodzież, nie amerykańscy uczeni) znacznie rzadziej miewają załamania nastroju, są bardziej odporne na krytykę i lepiej panują nad swoimi emocjami. Mało tego! Wyszło im też, że zdrowie psychiczne seniorów generalnie bije na głowę zdrowie młodzieży.
Oczywiście pod warunkiem, że odrzuci się osoby cierpiące na demencję i narażone na długotrwały stres. Moja kuzynka Jadźka, która sama mocno przygotowuje się już do starości, złośliwie komentuje, że po odrzuceniu wyżej wymienionych niewiele pozostanie. Jako przykład podaje siebie. Mocno zastanawia się, czy jej ciągłe zapominanie wszystkiego to jeszcze wynik stresu, czy już demencja starcza. I czy to pozytywne, czy negatywne zjawisko. Mało tego, zaprzecza odkryciu amerykańskich uczonych, twierdząc, że ona – wbrew amerykańskim sugestiom – nie potrafi unikać sytuacji, które budzą smutek bądź stres. A nawet je prowokuje.
Dalej amerykańscy uczeni mówią, że ludzie starsi są bardziej świadomi tego, że mają coraz mniej czasu i dlatego chcą wykorzystać go jak najlepiej. A Jadźka znowu swoje. Twierdzi, że tym się właśnie stresuje. Ale ja myślę, że ona albo jeszcze nie dorosła całkiem do starości, albo zwyczajnie mści się na Amerykańcach za odwołanie tarczy rakietowej, z którą wiązała znaczne nadzieje na podniesienie własnego bezpieczeństwa i obronności całego kraju. I nie przetłumaczysz kobiecie, że co ma piernik do wiatraka.
Dr Laura Carstensen z Uniwersytetu Stanforda mówi, że ważne jest bardzo pozytywne nastawienie i troska o zdrowie. A Jadźka znowu swoje. Że jak ona ma mieć pozytywne nastawienie, skoro wie, że już bliżej niż dalej. I że tylko odwleka pójście na emeryturę, żeby nie być staruszką. Z przywołanych przez wyżej wymienioną dr Laurę badań podobno wynika, że nawet jeden dodatkowy rok kształcenia się może wydłużyć życie więcej niż o rok. I tu by kuzynka Jadźka zechciała sprawdzić wartość badań amerykańskich uczonych i pójść w jakieś nauki właśnie, może nawet zawód na stare lata zmienić, ale mój szwagier, a jej mąż Stasiek, staje teraz okoniem. Mówi, że tylko szkoda zachodu, czyli pieniędzy, jakie (przewiduje), że może Jadźka będzie chciała na edukację wybulić. I że właściwie to na co taka edukacja może się Jadźce jeszcze teraz przydać.
Bez ogródek przyznać należy, że jest Jadźka mocno przekornym stworzeniem. I że nic a nic nie robi sobie z badań amerykańskich uczonych. Ba, nawet swoją postawą niechybnie je podważa. Szkopuł w tym, że nie wiadomo, czy jest taką indywidualistką, czy po prostu sytuacja starszych ludzi w Polsce jest diametralnie różna od ich amerykańskich kolegów.