Ks. Józef Szajda urodził się 20 października 1932 r. w Paszenkach w rodzinie rolniczej. Mając 7 lat, rozpoczął naukę w Publicznej Szkole Powszechnej, którą musiał przerwać z powodu likwidacji placówki w czasie okupacji niemieckiej. Edukację wznowił w 1944 r., uczęszczając początkowo do szkoły w rodzinnej miejscowości, następnie w Jabłoniu, a od 1948 r. do Szkoły Ogólnokształcącej w Parczewie. Ks. prałat Jan Gomółka, szkolny kolega ks. Szajdy, wspomina, że będąc w klasie maturalnej, ks. Józef został aresztowany za działalność antykomunistyczną. Przebywał w więzieniu na zamku lubelskim i w Chełmie. W Wigilię, po kolejnym przesłuchaniu, wrzucono go ubranego jedynie w bieliznę do ciemnego pomieszczenia pod schodami. A zamykając drzwi, strażnik burknął tylko, by szukał tam siennika. Gdyby nie odnalazł go w mroku, najprawdopodobniej zamarzłby. Następnie postawiono ks. Szajdę przed alternatywą: albo więzienie, albo kopalnia. Wybrał drugie rozwiązanie. Ale i podczas ciężkiej pracy nie obywało się bez szykan. Będąc człowiekiem skromnej postury, wycieńczony pobytem w więzieniu, zazwyczaj bywał kierowany do zadań, które wykonywał, stojąc w wodzie. Niejednokrotnie padał ze zmęczenia. Raz nie mając sił dojść do windy, rzucił się bezwładnie na kopalniany wózek, uderzając o drewniany stempel. Życie uratował mu kask. Zwolniony w 1952 r., ks. Józef wstąpił do Małego Seminarium Diecezjalnego w Siedlcach, które ukończył z wynikiem bardzo dobrym. Po upadku systemu komunistycznego nie ubiegał się jednakże o odszkodowanie czy dodatek do emerytury. Nie chciał też być traktowany jako represjonowany w okresie stalinowskim.
Talent i zaangażowanie
Drogę do kapłaństwa ks. Szajda rozpoczął w 1953 r., wstępując do Wyższego Seminarium Duchownego. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk bpa Ignacego Świrskiego w siedleckiej katedrze 28 czerwca 1959 r., a pracę duszpasterską rozpoczął od wikariatu w parafii Zbuczyn. W 1960 r. podjął też studia filozoficzne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Zaś zamiłowanie do dociekań filozoficznych i lektur towarzyszyło mu przez całe późniejsze życie. Posługując od 1964 r. w parafii katedralnej, ks. Józef prowadził imponującą grupę ministrantów i scholę młodzieżową. Następnie pracował w parafii Przemienienia Pańskiego w Garwolinie, pełniąc m.in. funkcję wicedziekana dekanatu garwolińskiego. A jubileusz 25-lecia kapłaństwa świętował w parafii Wniebowzięcia NMP w Węgrowie. Jego posługę duszpasterską charakteryzowało zaangażowanie w pracę formacyjną w ramach Ruchu Światło-Życie. Zaś rekolekcje oazowe, jakie prowadził ks. Szajda, potwierdzały jego niebywałe zdolności organizacyjne i… muzyczne.
Jako duszpasterz akademicki ksiądz zainicjował wyjazd młodzieży na organizowane w 1989 r. przez Wspólnotę Taizé Europejskie Spotkanie Młodych w Pecsu na Węgrzech. Był też jednym z twórców Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Przymierze”. Od 1992 r. pracował ponadto jako katecheta w IV LO im. Hetmana Żółkiewskiego i w Kolegium Językowym w Siedlcach. – Był człowiekiem spokojnym i myślącym. Takim, który potrafił pozostać sobą w każdej sytuacji – ocenia były prefekt „Prusa” ks. Józef Miszczuk.
Wierny syn Podlasia
Nieocenione i powszechnie znane jest zaangażowanie ks. Szajdy w prace związane z procesem beatyfikacyjnym Męczenników z Pratulina. Był założycielem i prezesem Stowarzyszenia Pamięci Unitów Podlaskich „Martyrium”. – Aby pogłębić unicką świadomość wśród wiernych, ks. Józef organizował w latach 1992 – 1995 Dni Świadectwa Wiary w Pratulinie. Były to 2-dniowe spotkania modlitewne o beatyfikację Męczenników Podlaskich – potwierdza ks. Bernard Błoński, sekretarz Zarządu Stowarzyszenia. Wspomina również troskę prezesa „Martyrium” o zabezpieczenie i utrwalenie miejsc pamięci martyrologium Unitów Podlaskich. Kaznodziejskie zaangażowanie ks. Szajdy w Misje Ewangelizacyjne przed Rokiem Jubileuszowym 2000, wiązało się z uwrażliwianiem wiernych na potrzeby diecezjalnego sanktuarium w Pratulinie. Zbierane ofiary w całości przeznaczał na ten cel.
W ramach działalności Stowarzyszenia ksiądz zainicjował ponadto serię wydawniczą „Unici Podlascy”. Wydawał też kalendarze przybliżające unicką przeszłość Podlasia.
Rozpoznawalny głos
Ks. Szajda był również stałym współpracownikiem Katolickiego Radia Podlasie. Ks. Henryk Drozd, pierwszy dyrektor rozgłośni, wspomina, że kiedy z ks. Januszem Wolskim poszukiwali ludzi mogących przyciągnąć słuchaczy do radioodbiorników, ks. Józef przez skromność powiadał, że nie nadaje się na spikera. – Jesienią 1992 r. powierzyliśmy mu przygotowanie codziennego porannego rozważania opartego o liturgiczne przesłanie dnia. Jego głos w szybkim czasie stał się rozpoznawalnym i angażującym słuchaczy. Gdy wyruszaliśmy na „Radiowe Niedziele”, wiedzieliśmy, że mieszkańcy parafii będą pytać o księdza i przekazywali mu serdeczne pozdrowienia – opowiada. – Jako grupa świeżo upieczonych radiowców wiedzieliśmy też, że i nam jest potrzebny duchowy rozwój. Ks. Józef głosił konferencje i odprawiał dla nas Mszę św. w kaplicy Bursy. Przyzwyczailiśmy się do jego codziennej obecności. Ksiądz traktował Radio emocjonalnie. Lubił je. Mawiał nieraz skromnie: „Radio mi więcej dało, niż ja radiu”.
W 2002 r. ks. Józef został mianowany opiekunem Kół Przyjaciół KRP. A swoje radiowe rozważania wydał częściowo także w formie publikacji książkowej.
Wdzięczny i cierpliwy
W uznaniu licznych zasług ks. Szajda został mianowany w 1997 r. przez bpa Jana Wiktora Nowaka kanonikiem gremialnym Kapituły Kolegiaty Janowskiej. W ramach duszpasterskiego zaangażowania wielokrotnie wyjeżdżał również w wakacje z pomocą do Niemiec.
Zmarł po długiej i ciężkiej chorobie 4 grudnia 2008 r. w Szpitalu Wojewódzkim w Siedlcach. W ostatnich miesiącach prawdę o swoim stanie zdrowie przyjmował spokojnie, a cierpienia znosił z niezwykłą cierpliwością i męstwem. W pozostawionym testamencie ks. Józef wyraził Bogu wdzięczność za wszystko, co go spotkało: każdą radość i krzyż. „Bóg, diecezja i na końcu ja – tak układałem sobie hierarchię wartości. Diecezja – Kościół podlaski – wszystko, co ją stanowi, jej teraźniejszość i przeszłość – to moja Mała Ojczyzna. Dzisiaj składam Bogu dzięki za podlaskich biskupów oraz za wszystkich kapłanów, których znałem i spotykałem”. A zasmuconym jego odejściem nadzieję niech dają słowa, jakie zawarł on w tytule jednej ze swoich książek: „Zaufaj życiu, bo sam Bóg przeżywa je razem z tobą”.
Snuł wielkie plany…
– Ks. Szajda cokolwiek robił, czynił to z wielkim zaangażowaniem. Z głęboką wiarą przewodniczył przez wiele lat modlitwom „fatimskim” w Sanktuarium św. Józefa w Siedlcach – wspomina ks. H. Drozd. – A idei rozwoju kultu Męczenników Pratulińskich w diecezji poświecił większość swego życia. Snuł wielkie plany, które dla postronnych wydawały się mało realne. Wielokrotnie prosił mnie, abym jechał z nim do miejsc związanych z Męczeństwem Unitów i tam opowiadał mi o przyszłym Sanktuarium oraz miejscach towarzyszących. Wiedziałem, że wiele jego propozycji przerasta możliwości i napotka na trudności w realizacji – próbowałem mu to uświadamiać. Tymczasem on – niepoprawny optymista – był głęboko przekonany, że dzięki wstawiennictwu Bł. Męczenników z Pratulina wszystko jest możliwe. Głęboko wierzę, że jego inspiracje, po dopasowaniu do realiów życia naszej diecezji, kiedyś przyniosą owoce. Niech się raduje dziś oglądaniem Pana i opieką Unitów Podlaskich, którym – tak jak i radiu – poświęcił swoje życie!
Przyjaciel na dobre i na złe
– Znałam księdza od 40 lat. Z radością uczęszczaliśmy na prowadzone przez niego lekcje religii. Ks. Józef miał wyjątkowy dar wprowadzania pokoju – opowiada Elżbieta Kielak. – Wychodziliśmy z katechez umocnieni i przesiąknięci modlitewną atmosferą. Miło wspominam ten czas! Ksiądz odznaczał się również niezwykłą pamięcią. Kiedy na początku października odwiedzili go moi koledzy, bez problemu mimo upływu lat rozpoznawał kto jest kim i gdzie siedział. Zawsze pamiętał też o imieninach i wspierał nas modlitwą. Był przyjacielem na dobre i na złe.
– Spotykaliśmy się podczas pielgrzymowania na Jasną Górę. W 1986 r. w czasie wyjazdu do Włoch ksiądz z niespożytą energią pokazywał nam Rzym – mówi dalej. I przywołuje w pamięci dzień Beatyfikacji Męczenników z Pratulina, kiedy wypatrywała księdza przy ołtarzu, a po zakończeniu uroczystości dostrzegła go pośrodku Placu św. Piotra. „Chciałem być razem z ludźmi. Zobaczyć i przeżyć to wydarzenie jakby z drugiej strony” – odpowiedział, zapytany o powód. – Ks. Józef był bardzo pokorny – ocenia. – Maryjność wyniósł z rodzinnego domu. Potrafił wziąć do ręki różaniec i pójść samotnie nocą do Mokobód, pomodlić się i wrócić. – Świętą, którą wspominał niezwykle często była Edyta Stein. Cytował też „Małego Księcia”. Cechowała go wielka życiowa mądrość. Kiedy przechodziłam trudny czas, powtarzał mi: „Pamiętaj, że młyny Boże mielą powoli. Trzeba być cierpliwym. Pan Bóg sam wybiera czas i miejsce”. Wiele mówił na temat świętych obcowania i naszego przejścia do wieczności. Tłumaczył, że świat zamieszkują miliardy tych, którzy odeszli, a pomiędzy nimi jest garstka nas żyjących.
Miałam tę łaskę, że mogłam czuwać wraz z bliskimi księdza przy jego łóżku. I byłam świadkiem serdeczności i szacunku, z jakimi się spotykał oraz modlitwy, którą był otoczony. Dziękujemy Bogu za obecność ks. Józefa pośród nas i lata jego posługi.