Wśród licznego tłumu, który przybył do Częstochowy na uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, znalazło się blisko 5 tys. uczestników 28. Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej, która wyruszyła z Siedlec 2 sierpnia. Chociaż w czasie trwania Eucharystii nad Częstochową przeszła duża burza z ulewnym deszczem, to i tak po wielu policzkach spływały dodatkowo łzy radości i wzruszenia. Jak mówią sami pątnicy, uczuć, jakie towarzyszą, kiedy po kilkunastu dniach staje się przed obliczem Częstochowskiej Pani, nie sposób opisać. – Z jednej strony wzruszający jest moment kiedy przed obrazem Matki Bożej powierza się wszystkie sprawy, które niosło się w sercu. A z drugiej radość, że udało się dojść – mówi ks. Piotr Wojdat, kierownik Pielgrzymki Podlaskiej, której tegoroczne hasło brzmiało: „Panie, do kogóż pójdziemy?”. – Każdemu pielgrzymowi towarzyszy niepewność czy wytrwa, czy nogi wytrzymają. Ale kiedy jest u celu, to całe zmęczenie, ból ustępuje, o tym wszystkim się zapomina – dodaje ks. kierownik jednej z najliczniejszych pielgrzymek.
Duchowe dojrzewanie
Po co jednak narażać się na ból i cierpienie. Pątnicy jednym tchem zgodnie wyliczają, że pielgrzymka, to czas umocnienia, odnowienia wiary, a nawet nawrócenia. – Każda ubogaca mnie coraz bardziej. Jest kolejnym krokiem w stronę bardziej świadomego i odpowiedniego bycia katolikiem. Wspólnota osób modlących się daje mi przeświadczenie, że nie jestem sama, że wokół są ludzie, którzy też pragną Boga, potrzebują mojej pomocy i uczą mnie jak Go dostrzec w każdym człowieku – pisze 23-letnia Dorota na stronie poświęconej Podlaskiej Pielgrzymce i dodaje, że uczestnictwo w niej to ogromna łaska, którą podjęła z rąk Boga. A czas przybliżający ją do Jasnej Góry jest „czasem szczególnego przeżywania Bożych prawd, dojrzewania duchowego, odkrywania zakamarków ducha i wypełniania ich Bogiem”. – Podążanie szlakiem pielgrzymki ku Matce Jasnogórskiej jest wyróżnieniem i olbrzymim szczęściem – dodaje. A jej owoce promieniują również na przyszłość. – Nauczyłam się na Pielgrzymce, co znaczy cieszyć się każdą, nawet najmniejszą radością, dostrzegać we wszystkim Boga, nauczyłam się wychodzić poza siebie, dostrzegać potrzeby innych. Zrozumiałam, że być człowiekiem wierzącym to przede wszystkim świadczyć życiem, myśleć o Nim na każdym kroku. O wiele głębiej też przeżywam spotkanie z Chrystusem w Eucharystii – podsumowuje Dorota. Agatonka, bo takim nickiem podpisuje się inna z uczestniczek, wiedziała, że na pielgrzymkę zmierza po coś, że po raz kolejny będzie to dla niej wartościowe doświadczenie. – Wiedziałam, że Bóg ma w tym swój głębszy sens. Ta pewność była gdzieś głęboko ulokowana w sercu. I rzeczywiście czułam, jak praktycznie każdego dnia przez nawet z pozoru pospolite sytuacje bądź napotkanych ludzi Stwórca do mnie przemawia. Poznałam sporo osób, które gdzieś wyryły się w mojej pamięci. A pewnego dnia, już pod koniec, kiedy pewne sytuacje, rozmowy i cały ten klimat spowodował, że jakaś część mojego życia stanęła mi przed oczami, natychmiast uciekłam do kaplicy, która była jeszcze całkowicie pusta. Dopiero za jakiś czas ludzie zbierali się na Apel. Dość długo tak sobie tam siedziałam i rozmawiałam z Bogiem. Mimo całego rozżalenia i chwilowej słabości czułam, że On tu teraz jest, że otula mnie swoim Ojcowskim płaszczem. Wiedziałam również, że obok są ludzie na których mogę liczyć – pisze Agatonek. Wspólnie pielgrzymowanie to najlepsza okazja ku temu, żeby sprawdzić, na ile jesteśmy w stanie dać siebie drugiemu człowiekowi. Wie o tym Gosienka: – Zrozumiałam, na czym polegają słowa: „służyć komuś”. Bardzo pomogło mi w tym posługiwanie w służbie medycznej. Niejednokrotnie trzeba było „na szybkiego” rozpakowywać swoje manatki, w biegu się myć i szybko gonić do punktu medycznego. Wtedy już nie myślałam o własnym bólu. Nie przejmowałam się, że mam jakiekolwiek bąble, tylko starałam się jak najlepiej pomóc drugiemu człowiekowi. I to także sprawiło, że zapominałam o sobie, o swoim bólu i byłam w stanie pomóc innym choćby rozkładać namiot czy przynieść wodę. A przede wszystkim czerpałam z tego bardzo dużo radości.
Czas zarezerwowany
Taką postawą młodych zbudowany jest ks. Wojdat. – Bardzo pozytywnie uderzyło mnie i innych kapłanów to, że ludzie wiedzą, po co idą. To była wyjątkowo duchowo przeżyta pielgrzymka – mówi ks. kierownik. Świadczyć ma o tym bardzo duża liczba spowiedzi, i na trasie i w czasie apeli, a co się z tym wiąże, bardzo duża liczba Komunii św. – Ludzie wzięli sobie do serca, że pielgrzymka to nie jest rajd turystyczny, a przede wszystkim rekolekcje w drodze – dodaje ks. Wojdat. Księdza kierownika ucieszyło również to, że na pątniczy szlak wracają ludzie starsi, tacy, którzy nie chodzili dwadzieścia kilka lat. – Oczywiście nadal najwięcej jest młodzieży. Wielu jest też pątników w wieku 40 czy 50 lat, po raz pierwszy wyruszających na pielgrzymkę. Dzięki temu proporcje się zmieniają. A to wpływa na jakość pielgrzymowania – mówi kapłan. Jego zdaniem takie zjawisko wpływa na samą atmosferę na pątniczym szlaku. – Ci starsi nadają jak gdyby nowy styl, uspokajają to pielgrzymowanie. Oczywiście jest entuzjazm, radość młodych, ale coraz bardziej zaznacza się wytonowanie, spokój wniesiony przez dojrzalszych uczestników – cieszy się ks. kierownik.
Tak jak choćby wiekowo ludzie różnią się od siebie, tak różne są intencje, w których przemierzają drogę na Jasną Górę. – Bardzo wiele było w tym roku dziękczynnych. Byłem zbudowany tym, że dla wielu młodych ludzi motywem wyruszenia na pielgrzymkę stało się podziękowanie: za dostanie się na studia czy zdanie matury, po różnego dziękczynienie związane z życiem rodzinnym – wylicza ks. Wojdat. Ale, jak sam przyznaje, nie zawsze uczestnicy chcą mówić, jakie prośby zanoszą przed oblicze Jasnogórskiej Pani, a on nie wypytuje. Wie jednak, że były rodziny, które szły w intencji poczęcia dziecka. Pątnicy chętniej za to zwierzają się z powodów uczestnictwa w rekolekcjach w drodze. Dla większości to szczególny czas oderwania się od rzeczywistości. Ks. Wojdat nie boi użyć się sformułowania, że pielgrzymka pociąga. Przypomina też sobie pewnego właściciela firmy, który w tym roku wyruszył na pątniczy szlak po raz pierwszy. – Od wielu lat towarzyszył pielgrzymce, a właściwie żonie, która w niej uczestniczyła, ale tak z doskoku, bo myślał, że bez niego firma upadnie. A w tym roku zdecydował się zostawić wszystko i pójść. Rozmawiałem z nim w połowie pielgrzymki, przyznał się wtedy, że wykonał tylko 1 telefon do firmy, i że wszystko jest tak, jak być powinno, i już wie, że w przyszłym roku czas od 2 do 15 sierpnia ma zarezerwowany – opowiada ks. Wojdat.
Dla większości czas pielgrzymowania to moment oderwania się od tych codziennych problemów i trosk. – Każdy o tym wszystkim oczywiście pamięta, ale inaczej patrzy na swoje życie – mówi ks. kierownik. Nie do przecenienia jest też atmosfera życzliwości, jaka panuje na szlaku. Młodzi uczestnicy podkreślają, że to czas, kiedy zapomina się o wyścigu szczurów, o tym, że trzeba być szybszym, lepszym. Podczas tej wędrówki każdy jest równy. Najważniejsze jednak, jak mówią pątnicy jest to, aby dawać świadectwo pielgrzymki własnym życiem.