Temat zawsze wzbudza ogromne kontrowersje, szczególnie w przypadku szkół wiejskich, które często pełnią także rolę lokalnych ośrodków kultury. Tam swoje zebrania organizuje nie tylko koło gospodyń wiejskich, ale też odbywają się dodatkowe zajęcia dla dzieci. Miejscowa społeczność czuje się odpowiedzialna za takie miejsce. Niejednokrotnie zdarzało się, że okoliczni mieszkańcy brali czynny udział w budowie takiej szkoły, a potem w jej kolejnych remontach.
Chłodne kalkulacje
Duże miasta zamykają głównie gimnazja i szkoły ponadgimnazjalne, mniejsze gminy likwidują szkoły podstawowe.
Zdaniem specjalistów z Instytutu Badań w Oświacie, niż demograficzny, który dotarł do szkół gimnazjalnych będzie trwał przez najbliższe dziesięć lat, a w ponadgimnazjalnych w ciągu najbliższych 25 lat nigdy nie będzie tylu uczniów, ilu w tym roku szkolnym. Gdyby jednak rząd nie przesunął reformy obniżającej wiek obowiązku szkolnego, to szkoły podstawowe miałyby przez sześć lat jeden rocznik więcej i gminom łatwiej byłoby je utrzymać.
Przyczyną kataklizmu nie jest wyłącznie zapaść demograficzna, jak tłumaczy resort edukacji. Gminy zostały spętane obowiązkami oświatowymi, które narzucił im ustawodawca, a mają coraz mniej pieniędzy na ich realizację.
Decyzja kuratora nie jest wiążąca
Samorządy z województwa lubelskiego przekazały do kuratorium oświaty listę placówek przeznaczonych do likwidacji. Do 11 lutego znalazło się na niej 71 szkół. – W przypadku niektórych placówek likwidacja jest formalnością, ponieważ nie prowadzą one już naboru. Są jednak szkoły, których pozostawienie kuratorium uważa za potrzebne – zaznacza lubelska wicekurator oświaty Anna Dudek-Janiszewska. – Przy podejmowaniu decyzji kierujemy się głównie stanowiskiem środowisk najbardziej zainteresowanych zmianami – rodziców i nauczycieli – tłumaczy, dodając, że opinia kuratorium dla samorządu ma charakter wiążący tylko w dwóch przypadkach: kiedy szkoła przekazywana jest stowarzyszeniu oraz gdy samorząd chce połączyć podstawówkę i gimnazjum.
Pozytywną opinię „urzędu” otrzymują wnioski, które dotyczą likwidacji placówek istniejących tylko na papierze. Zdecydowana większość tegorocznych wniosków dotyczy właśnie takich szkół, jak licea profilowane, technika, technika uzupełniające oraz szkoły policealne, które nie mają naboru. – Najtrudniej wydawać opinie w przypadku małych, wiejskich szkół. Próbom ich likwidacji najczęściej towarzyszą protesty – dodaje A. Dudek-Janiszewska.
Zdanie to podziela dyrektor siedleckiej delegatury Kuratorium Oświaty w Warszawie Joanna Kaniuk, żałując, że w niektórych przypadkach decyzja kuratora nie jest wiążąca. – Tak było do 2009 r. Aby można było zamknąć szkołę uchwały samorządów musiały uzyskać pozytywną opinię kuratorium.
Decyzja była wiążąca, samorząd mógł się od niej odwołać tylko do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Obecnie miasta i gminy nadal muszą zgłaszać uchwały intencyjne w sprawie likwidacji szkół, ale opinia kuratora nie jest dla niego wiążąca – wyjaśnia. – Do tej pory od organów prowadzących do siedleckiej delegatury wpłynęło dziesięć uchwał intencyjnych dotyczących likwidacji placówek oświatowych, z osiem zaopiniowaliśmy pozytywnie – informuje J. Kaniuk, dodając, że swoje decyzje samorządy argumentują względami ekonomicznymi i małą liczbą uczniów.
Twarde prawo
Samorządy na podjęcie uchwał o zamiarze zamknięcia placówek oświatowych mają czas do końca lutego. Zgodnie z prawem, swoją decyzję muszą zgłosić najpóźniej na sześć miesięcy przed terminem jej zamknięcia. Oprócz tego warunkiem likwidacji jest zapewnienie uczniom możliwości kontynuowania nauki w innej szkole publicznej tego typu, a także o tym samym lub zbliżonym profilu kształcenia ogólnozawodowego albo kształcącej w tym samym lub zbliżonym zawodzie.
Informacje o zamknięciu placówki oświatowej muszą dotrzeć do każdego rodzica. I to skutecznie. Nie wystarczy nagłośnienie lokalnej społeczności. Informacja o likwidacji powinna zostać skierowana imiennie do konkretnego rodzica i musi do niego dotrzeć. Doręczenie odbywa się najczęściej: za pośrednictwem pracowników urzędu, drogą pocztową, w trakcie spotkania z rodzicami.
Skutki ewentualnego pominięcia choćby jednego rodzica któregokolwiek z uczniów sprawia, że uchwała w sprawie likwidacji szkoły staje się nieważna.
Tańsze stowarzyszenia
Część samorządowców nie uwierzyła jednak, że zamykanie szkół to jedyne rozwiązanie. Wraz z rodzicami, nauczycielami i działaczami organizacji pozarządowych założyli Federację Inicjatyw Oświatowych: – Byliśmy i jesteśmy przekonani, że śmierć szkoły to dla społeczności utrata serca, naturalnego centrum lokalnego życia – mówią założyciele FIO. Federacja wyjście znalazła – przejmowanie likwidowanych szkół przez stowarzyszenia, najlepiej mieszkańców. Stowarzyszeniowa podstawówka, gimnazjum czy liceum, jeśli ma uprawnienia szkoły publicznej, dostaje pieniądze od państwa jak szkoła samorządowa. Może jednak zaoszczędzić na pensjach, zatrudniając nauczycieli na zwyczajne umowy o pracę, bez Karty nauczyciela. Remonty i konserwacje mieszkańcy wsi wykonują zwykle własnym sumptem. W pierwszym roku działalności do FIO zgłosiło się 800 miejscowości.
MOIM ZDANIEM
Alina Kozińska-Bałdyga – prezes Federacji Inicjatyw Oświatowych
Rodzice są siłą, która może zmienić edukację na lepsze. Muszą się zorganizować, nauczyć współpracować ze sobą dla dobra nie tylko własnej pociechy, ale wszystkich dzieci w klasie i szkole. Zachęcamy rodziców do zakładania stowarzyszeń wspierających szkoły samorządowe i przejmujących je w razie likwidacji. Żadna wiejska placówka nie powinna zniknąć z mapy wsi. Każdą można uratować poprzez jej przejęcie przez stowarzyszenie, choć bywa to trudne. Zwracamy rodzicom uwagę na to, że bardzo ważne jest prawo własności. Dziś całe mienie szkolne, powstałe nie tylko z pieniędzy publicznych i funduszy europejskich, ale także składek na komitet rodzicielski czy wytworzone dzięki pracy społecznej rodziców, jest własnością gminy. Może ona dowolnie nim gospodarować, np. sprzedając w razie likwidacji szkoły. Tymczasem to stowarzyszenie może być właścicielem. Wspólnota rodziców jest w stanie dokonać wielkich zmian nie tylko w swojej szkole, ale także w oświacie na poziomie gminy, powiatu i województwa. Są do tego narzędzia w postaci funduszy dla organizacji pozarządowych. Niestety nie są one powszechnie używane przez samorządy do aktywizacji rodziców. Gminy nie odkryły jeszcze, że ich największym sojusznikiem mogą i powinni być obywatele zorganizowani w stowarzyszeniach. Bywa to trudny partner, ale współpraca samorządów i organizacji pozarządowych to nadzieja na zmianę i wyjście z kryzysu. Poza tym samorząd to nie wójt czy radni, jak się potocznie mówi, ale mieszkańcy miast i wsi. To wszyscy wolni obywatele, do których zgodnie z naszą Konstytucją (art. 4) należy władza w naszym kraju. Sprawujemy ją poprzez naszych przedstawicieli – wójta, burmistrza itd. Jednak władza ta przeżywa kryzys. Wyjściem z niego jest władza bezpośrednia, partycypacja obywateli. Europejskim przykładem jest Szwajcaria, od niedawna także Islandia. Problemem jest przygotowanie do sprawowania takiej władzy. Po prostu musimy się nauczyć decydowania i brania odpowiedzialności za decyzje. Uważamy, że miejscem uczenia się takiej odpowiedzialności dla ludzi dorosłych jest szkoła naszych dzieci. Tę edukację można zacząć od zadbania o mienie szkolne kupowane ze składek rodziców. Dlatego zachęcamy rodziców do organizowania się w stowarzyszenia wspierające szkoły i przedszkola. Stowarzyszenie wspierające lub prowadzące placówkę edukacyjną może być właścicielem mienia, może pozyskiwać środki. To szkoła edukacji obywatelskiej i ekonomicznej dla rodziców. Jestem przekonana, iż takie stowarzyszenia to przyszłość w naszej oświacie.