Jego pierwszy raz – podczas wesela, miał wówczas 11 lat. Świadome upicie się wiązało się ze świętowaniem zakończenia podstawówki – trzy lata później. – Mój organizm doświadczył wówczas wszelkich możliwych odmian fermentacji – wspomina skutki uraczenia się winem marki „Turoń”, a przy tym fakt, że spodobał się mu wywołany alkoholem stan zamroczenia. Lęk przed uzależnieniem? – Nie było. Wtedy jeszcze nie miałem świadomości, czym grozi spożywanie w nadmiarze – wskazuje na brak edukacji w tym zakresie oraz tradycję picia, w jakiej przyszło mu wzrastać. – Przy butelce dobijało się targu i kończyło prace w gospodarstwie. Mój ojciec również był alkoholikiem.
Zakup wysokoprocentowych trunków ułatwiała praca (miał pieniądze). W spożywaniu go nie przeszkodziło też powołanie do wojska. – Jedyne ograniczenie dotyczyło zakazu picia na służbie – opowiada Zenek. Po powrocie mężczyzna zatrudnił się przy elektryfikacji wsi. Picie niby kontrolowane, a jednak okazje do opróżnienia butelki trafiały się codziennie. – Alkohol na tyle mną zawładnął, że wolałem obwiniać wszystkich, byle nie siebie – wspomina po czasie.
Małżeństwo. Rozwód. Druga żona. Zwolnienie z pracy. I pierwsza, spowodowana utyskiwaniami małżonki, próba podjęcia leczenia. – Podali mi anticol. Nauczyłem się go zapijać – wyznaje Zenek. Potem była wizyta w ośrodku odwykowym w Wirowie i znamienne słowa ordynatora: „Stań się, pan, alkoholikiem i dopiero tu przyjdź!”. Wtedy – jak mówi – jeszcze nie rozumiał ich sensu. Na dwuletnią przerwę w piciu wpływ miała sytuacja rodzinna: śmierć żony i konieczność podjęcia opieki nad niepełnoletnimi dziećmi. Momentem przełomowym w pijaństwie ojca stało się zaś ich sądowne odebranie i spowodowana tym próba samobójcza. Pomógł mu wówczas drugi alkoholik. – Człowiek odpowiedzialny za podobny ciąg wyrządzonych krzywd – jak go określa. W 2003 r. Zenek rozpoczął terapię odwykową. – Pojąłem, że alkoholizm jest chorobą uzależnienia, zaprzeczenia i zakłamania, a przy tym, że należy zaakceptować siebie takiego, jakim się jest. Zrozumiałem, że nie kieruję własnym życiem i nie poradzę sobie bez drugiego człowiek, a tym bardziej Boga – podsumowuje.
Program na życie
Alkoholizm jest chorobą śmiertelną. Siłę do trwania w abstynencji uzależnieni czerpią z mityngów AA i podporządkowaniu „Programowi 12 kroków”.
Istnieją w każdej większej miejscowości, funkcjonują przy parafiach. Warunki wstąpienia do AA określa specjalna preambuła. Uczestniczący w mityngach nie mają obowiązku wyjawiać, kim są ani skąd pochodzą. Nie muszą też zabierać głosu. – Można przyjść raz i nie pokazywać się przez następne lata, a i tak jest się już członkiem wspólnoty – wyjaśnia Zenek. – Jedyny wymóg to podporządkowanie się „krokom” i „tradycjom”, mówiącym m.in. o zasadzie zachowania anonimowości czy nieprzyjmowaniu dotacji z zewnątrz – uściśla, dodając, iż „Program 12 kroków” stosowany jest z powodzeniem także w przypadku uzależnienia od seksu czy hazardu. – To też program na życie! – definiuje.
Do wytrwania w szeregu AA potrzeba dwóch rzeczy: odstawienia butelki i zmiany sposobu myślenia. Spotkanie trwa do dwóch godzin. W mityngu zamkniętym uczestniczą wyłącznie alkoholicy. Uczestników obowiązuje zasada anonimowości oraz dyskrecji dotyczącej zasłyszanych opinii. Na mityng otwarty przyjść może każdy. Poszczególne spotkania podporządkowane są określonym tematom, a nad prawidłowym przebiegiem mityngu czuwa prowadzący (obowiązuje zasada kadencyjności służb). Czy warto? – Choć zdrowienie jest kwestią indywidualną, postępowanie zgodne z zasadą „kroków” wzmacnia szanse, że etap trzeźwości utrzyma się jak najdłużej” – zdradza Zenek.
Boże, użycz mi pogody ducha…
Czy sierpień może stać się początkiem drogi do abstynencji? – Choć liczy się każda trzeźwa doba, nie warto na siłę „magazynować” dni bez alkoholu – mówi Zenek.
W opinii trzeźwiejącego alkoholika „Program 12 kroków” niweluje lęk przed przyszłością, a podporządkowanie się zasadom pociąga za sobą zmianę myślenia i postępowania. I mimo że w przypadku Zenka wierność wytycznym pozwoliła na ośmioletni okres niepicia, podkreśla: – To są sugestie. Wybór należy do człowieka.
Prawda o sobie
– Zrobiliśmy listę skrzywdzonych osób i staramy się im zadośćuczynić – rozmowę na temat drogi wyjścia z alkoholizmu Zenek rozpoczyna od przywołania ósmego (przypisanego miesiącowi trzeźwości) „kroku”. – W lipcu zwracaliśmy się do Stwórcy z prośbą o usunięcie naszych braków – zdradza z zaznaczeniem, że wierność „Programowi” skutkuje pracą nad charakterem, a podstawą sukcesu jest postawa pokory. – Początkiem pracy nad własnym wnętrzem staje się gruntowny obrachunek moralny (krok „czwarty”), tj. świadomość własnego egoizmu oraz niewykorzystywania tolerancji czy uczciwości – precyzuje. I przechodzi do punktu wyjścia, tj. „kroku” pierwszego przynoszącego uznanie, że jest się bezsilnym wobec alkoholu i nie kieruje własnym życiem. – To też jedyny raz, kiedy w „krokach” pada hasło „alkohol” – objaśnia. – Wielokrotnie natomiast pojawia się słowo „Bóg”. Pierwszy „krok” zakłada prawdę o sobie – akceptację tego, co we mnie złe i dobre – dodaje.
W coś wierzyć
Startem w walce z uzależnieniem, obok przyznania się do błędów, jest konieczność akceptacji prawdy, że sami z siebie nic nie możemy. Pokora – zdaniem Zenka – to wydanie sobie zgody na dzianie się rzeczy niewygodnych. – „Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego” – cytując modlitwę, mój rozmówca podkreśla, że człowiek jest w stanie co najwyżej podjąć decyzję o chęci życia w trzeźwości. Środek do wyzdrowienia musi wskazać „siła większa” – może być nią Bóg, drugi alkoholik albo stosowna literatura („krok” drugi).
– Kolejny „krok” – najważniejszy z pierwszych – mówi o powierzeniu swojego życia i woli Bogu, jakkolwiek Go pojmujemy. Każdy człowiek w coś wierzy – klaruje Zenek. – Moim Bogiem jest Ojciec Syna Bożego i mój, Stwórca świata – wyznaje.
Lista wad i zalet
„Krok” czwarty przynosi „gruntowny obrachunek moralny” polegający na „spisaniu” listy wad i zalet. – To trudny, a zarazem niezbędny etap. Człowiek odnajduje wówczas samego siebie. Obok przypomnienia wyrządzonego zła pojawia się świadomość uczynionego dobra. Aby jednak nie poprzestać na wiedzy, kolejny „krok” zakłada wyznanie uprzytomnionych błędów Bogu, sobie i bliźniemu – wyjaśnia, porównując uczucie ulgi „po” do spuszczenia powietrza z napompowanego balonu. Rozgrzeszony w ten sposób człowiek może rozpocząć realizację „kroku” szóstego – pracę nad własnym charakterem.
– Czyniąc wyznanie, człowiek traci poczucie izolacji. Staje się gotowy, by Bóg uwolnił go od wad i zaczyna codzienną walkę: zamiast nerwów – ofiarowuje uśmiech, zamiast przytknięcia łatki – chwali, w miejsce krytyki wybiera milczenie… Zyskuję świadomość różnicy między dążeniem do celu a doskonałością. Idealny nie będę, ale dążę. Jestem gotowy do działania i – co ważne – potrafię odmawiać.
Zatrzymując się nad „krokiem” ósmym – wymogiem zadośćuczynienia – Zenek podkreśla, że nauka współżycia z innymi może stać się fascynującą przygodą. – Oddaję długi, naprawiam, co zepsułem. W człowieku rodzi się pokusa, by przepraszać hurtowo, ale nie tędy droga – sugeruje, wskazując na potrzebę rozmów indywidualnych i siłę wybaczenia wnoszącą w serce skruszonego miejsce na dobro.
Tylko dla siebie
– Moje życie zmieniło się o 180 stopni – mówi o latach trwania w abstynencji. Zenek wyznaje też, że chęć sięgnięcia po ewentualny kieliszek skutecznie studzi świadomość sięgniętego w przeszłości dna. – Przez alkohol krzywdzimy siebie i innych – ostrzega z zaznaczeniem, że obietnice niepicia dla żony czy dzieci są błędem. – Trzeba wytrzeźwieć dla siebie! – podkreśla, dodając, iż sukces „Programu 12 kroków” tkwi w tym, iż angażuje on wszystkie sfery człowieka: stronę duchową i materialną.