Ten czas modlitwy – Ostatnia Wieczerza – wskazuje na wyjątkowy moment w życiu naszego Pana. Wtedy to Chrystus chciał pozostawić, jakby w pigułce, dobrą nowinę dla wszystkich, w której zawarta jest recepta na całe życie, na dobre przeżywanie teraźniejszości. Tym lekarstwem jest jedność. Jedność wewnętrzna z Bogiem i jedność z ludźmi.
Od mojej dobrej modlitwy, życia eucharystycznego, a także mojej czynnej miłości zależy jedność Kościoła, o którą modlił się Jezus Chrystus. Warto zastanowić się w tym szczególnym czasie: na ile ten Kościół jest podzielony przeze mnie? Mówimy: „Ojcze nasz”, przyjmujemy jeden chrzest, składamy wyznanie wiary, uznajemy tego samego Pana i ciągle brakuje jedności, a nieustanne podziały potrafimy nazywać coraz piękniej, aby Pan Bóg na nas się nie obraził. Jesteśmy pokoleniem bardziej wykształconym, stąd nietrudno jest nam wytłumaczyć rozłam w rodzinie, podziały w pracy, nienawiść sąsiedzką, a także nasz grzech. A przecież nie o to chodzi, aby Panu Bogu ładnie mówić ale żyć tak, jak nauczył nas Jezus Chrystus.
On widział cierpienie ludzi chorych, potrzeby ludzi ubogich i głodnych, On nie musiał być proszony, błagany, miał oczy zawsze otwarte. Uzdrawiając, lecząc, karmiąc, czyniąc dobro – nie robił nikomu łaski, nie wynosił się, nie poniżał nikogo i nie upokarzał. Rzeczywiście kiedy przechodził przez ziemię, mieszkańcom kraju mroków zabłysło światło (Mt 4,16). Ewangelia, którą On głosił, okazała się rzeczywiście Dobrą Nowiną o zbawieniu, o wyzwoleniu człowieka. Ewangelia ta była poparta czynem, Jego dobrocią i miłością do człowieka. Tego często brakuje w naszych codziennych relacjach, a przecież to od nich zależy jakość naszego życia i nasza przyszłość.
Głosimy piękne słowa o miłości, głosimy Dobrą Nowinę ubogim i jesteśmy przekonani, że naśladujemy Chrystusa. Ale czy nasze postępowanie idzie w parze z naszymi słowami? Jesteśmy czasami ślepi na potrzeby ludzi ubogich. Dajemy się prosić i błagać, każemy innym czekać na naszą dobroć i łaskawość. Udajemy, że nie widzimy problemu. Czasami jesteśmy rzeczywiście ślepi i zapatrzeni tylko w siebie, widzimy tylko nasze własne sprawy i problemy. Potrafimy lekceważyć innych i nie zwracamy uwagi na ich potrzeby, na ich biedę, tłumacząc się zapracowaniem, zmęczeniem i swoim życiem. Jeśli już jesteśmy dobrzy, to często po to, aby nas inni widzieli i chwalili. Jezus przeszedł przez ziemię, dobrze czyniąc. A ponadto mówił wprost: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnie to uczyniliście”. Stąd najprostsza droga do jedności wiedzie przez miłość, która każe najpierw wyrwać się z własnego egoizmu i pychy. Wtedy dopiero człowiek naprawdę uzna, że Jezus jest jego Panem i da się poprowadzić, jak Pasterzowi, idąc za Jego głosem do Jego owczarni.