Rozmowa z o. Wojciechem Prusem, redaktorem naczelnym wydawnictwa „W drodze”.


Są to słowa zaczerpnięte ze zbioru wspomnień poetki Julii Hartwig. Pisała tam o Paryżu jako miejscu, do którego lubi wracać. Możemy je również interpretować w odniesieniu do naszej duchowości i najważniejszej relacji – z Panem Bogiem. Moim zdaniem słowa „zawsze powroty…” opisują to, co jest najistotniejsze w życiu. Bo jeśli mielibyśmy tak ustawioną wewnętrzną busolę, aby zawsze wracać, to jest wielka szansa, że wygramy nasze życie. Najważniejsza wydaje mi się umiejętność przeżywania porażek, niepowodzeń.

To chyba nie jest takie łatwe…

Każdego dnia człowieka może spotkać niepowodzenie w pracy lub w relacjach międzyludzkich. Zdarza się też, że kolejne przeciwności losu wywołają załamanie. Ale jeśli będzie miał wewnętrzną busolę ustawioną w taki sposób, aby wskazywała „zawsze powroty…”, to jest szansa, że nie ustanie w drodze.

Współcześnie szczególnie młodzi ludzie często mówią, że są w sytuacji bez wyjścia. Coraz częściej też cierpią na depresję, zdarzają się nawet próby samobójcze. Dlaczego w ich spojrzeniu na życie nie ma nadziei, a każda porażka jest traktowana jako kres wszystkiego?

Moim zdaniem wynika to z ogromnej samotności. Rzeczywiście, ludzie mają bardzo wiele przeżyć związanych z trudnymi często zdarzeniami: utratą pracy czy bliskiej osoby. Niedawno przyszło do mnie dwóch menadżerów, którzy powiedzieli, że w związku z kryzysem stracili wszystko, bo zainwestowali w opcje walutowe.

Jestem skłonny wyobrazić sobie, że jeśli zostawimy ludzi samych z ich problemami, mogą się oni załamać, ponieważ będzie to dla nich zbyt trudne.

Co można uczynić w takiej sytuacji? Jakimi słowami ich wesprzeć?

Cytowałem wiersz Zbigniewa Herberta: „Co jeszcze mogę dla Pana uczynić?”. Pochodzi on z ostatniego tomiku poety, kiedy ten był już w szpitalu i przeczuwał, że zbliża się moment jego przejścia na drugą stronę. Wchodzi on w skład tomu, w którym poeta żegna się z doczesnym życiem. Wyobrażam sobie, że ten konkretny wiersz jest związany z jakimś zdaniem, pytaniem, które ktoś postawił autorowi, kiedy ten leżał na szpitalnym łóżku. On odpowiada, że całe mnóstwo rzeczy: wylać zimną herbatę, otworzyć okno, poprawić poduszkę… Kolejne dwa wersy pytają: „tylko tyle?”, na co on mówi, że „aż tyle”. Otworzyć okno na całą wiosnę i poprawić głowę „na kształt poduszki trzeba jednak uważnie, z namysłem. Wplotłem w ten wiersz rozważanie, które dla mnie jest ważne – pytanie, kiedy tzw. bogaty młodzieniec wrócił. Ono nurtuje mnie od bardzo wielu lat.

Nadal pozostaje bez odpowiedzi?

Wydaje mi się, że młodzieniec wrócił. Znalazłem obraz flamandzkiego malarza, na którym pod krzyżem widoczna jest tajemnicza postać bogato ubranego młodego człowieka. Ja widzę w nim owego bogatego młodzieńca. Jak to możliwe, że on wrócił? Sądzę, że wrócił dlatego, iż znalazł kogoś takiego, komu pozwolił się znaleźć, kto wylewa zimną herbatę, gdy jesteśmy chorzy, otwiera okno i poprawia głowę na poduszce…

Jak zatem interpretować postępowanie ludzi, którzy nie chcą czy też nie potrafią powrócić?

Jeśli młodzi ludzie załamują się, popełniają samobójstwa, to jest to dramatyczny krzyk samotności. Wyraża, jak jesteśmy osamotnieni, jak brakuje nam drugiego człowieka. To paradoks, bo żyjemy w świecie, gdzie mamy mnóstwo urządzeń służących do komunikowania się (telefony, Internet). Jesteśmy w stanie połączyć się z całym światem w bardzo krótkim czasie, natomiast brakuje nam rozmowy, wypowiedzenia, że coś nas tak bardzo boli. W związku z tym rozmowa, a ściślej mówiąc: uważne wysłuchanie drugiego człowieka, stało się towarem deficytowym. Dotyczy to również Kościoła.

Co to oznacza?

Często mówię o paradoksie, że w Polsce mamy tak wielu księży, a brakuje spowiedników rozumianych w kontekście ojców duchownych, którzy mieliby czas dla ludzi, byliby księżmi dostępnymi. Mój znajomy powiedział mi kiedyś, że gdy odwiedził dominikanów w Sandomierzu, to spotkał tam ojców dostępnych – można było z nimi posiedzieć, porozmawiać. Wydaje mi się, że w Kościele również jesteśmy w przededniu odkrycia tego, że albo odnowimy wymiar kontemplacyjny życia, albo wpadniemy w bardzo potężny kryzys.

Czego nam brak?

Musi być przestrzeń zatrzymania, również, jeśli chodzi o życie zakonne. Tymczasem w Polsce nie ma właściwie męskich zakonów kontemplacyjnych… To też spadek po zaborach, bo przecież zaborcy kasowali zakony. Nie było to tak dotkliwe dla zakonów czynnych (franciszkanów), bo one szybciej się odbudowują. Klasztor kontemplacyjny jest jak ogród, wymaga wielkiej cierpliwości, systematycznej pielęgnacji. Przerwanie tradycji życia kontemplacyjnego to wielki dramat. Jesteśmy Kościołem aktywnym, duszpasterskim – to bardzo dobrze, ale nam ciągle brakuje jakby płuca. Jesteśmy niczym człowiek, który oddycha na jednym płucu. To, co dzieje się współcześnie z ludźmi: depresje, samotność, samobójstwa są też dla nas, wewnątrz Kościoła hierarchicznego, tematem do przemyślenia, zastanowienia się, co się dzieje, że ludzie nie mają z kim porozmawiać.

Coraz więcej osób mówi o tym, że brakuje im szczerej rozmowy, nawet w rodzinach jej nie ma. Brakuje otwartości i mówienia o uczuciach, zamiast o tym, co jeszcze trzeba kupić. Nie mając oparcia w rodzinie i przyjaciołach, ludzie uciekają w pracę…

Jesteśmy w takim łańcuchu dziedziczenia. Obserwując życie swoje i innych, mam wrażenie, że na podstawie tych obserwacji dałoby się udowodnić obecność grzechu pierworodnego – to rodzaj przekazywanego fatum. Bo jeśli rodzice nie potrafią rozmawiać z dziećmi, to dlatego, że ich rodzice też z nimi nie rozmawiali. Ale to chyba jest również w pewnym sensie obciążenie historyczne wynikające z dziejów naszego kraju. Bo kiedy Polacy mieli powstania narodowe, w innych krajach rozwijało się życie społeczne. My byliśmy ciągle na wojnie, może stąd to skrzywienie. Co istotne, na wojnie byli ojcowie, bywało, że już nie wracali do domów, a matki wychowywały dzieci. Tego typu konsekwencje są potem przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Ale nie jest to sedno problemu…

To, że nie rozmawiamy, to tylko opis. Należy zadać sobie pytanie, jak to zmienić? My wiemy, inni również, że trzeba rozmawiać, ale nic z tego nie wynika. Często stajemy wobec takiej ściany niemożności i człowiek wali głową w mur. No i jak mamy zacząć rozmawiać?!

Co można zrobić?

Sądzę, że tu właśnie jest przestrzeń dla naszej pracy wewnętrznej. Najlepiej, aby każdy zaczął od siebie. Bo kiedy jedna osoba odrobinę wzrośnie w umiejętności rozmowy, to z tej naszej umiejętności skorzystają inni ludzie. To trochę tak, jak ze wspomnianym długo pielęgnowanym ogrodem, który niszczy wojna… Rozmowa i słuchanie to jedne z większych i trudniejszych umiejętności.

Nie mamy czasu czy nie chcemy jej posiąść?

Kiedy spotykałem się ze studentami z warszawskiej SGH i pytali mnie o to, czy wybrać drugi kierunek studiów (bo teraz trzeba mieć CV itd.), ja im na to odpowiedziałem, że współcześnie różnica z komuną jest taka, że wy teraz naprawdę chcecie studiować. Za komuny nikt nie chciał studiować, tylko być studentem. Ale wtedy kwitło tzw. życie studenckie (nieformalne spotkania, rajdy, wyjazdy). I choć to oczywiście nie było zbyt zdrowe, dzięki temu młodzi ludzie mieli szansę poznawać się, łączyć w pary i przygotowywać do małżeństwa. Jak wy macie dwa kierunki, to ja pytam, kiedy będzie czas na to, żebyście się zakochali, zaczęli się spotykać i przede wszystkim nauczyli siebie nawzajem. Również dlatego tak podnosi się wiek zawierania małżeństw, nie ma na to czasu, bo wszyscy muszą pracować. Może będąc menadżerem swojego własnego życia, warto spojrzeć na nie całościowo. Owszem, dwa kierunki z punktu widzenia pracy są ważne, ale ten czas jest nam potrzebny również po to, aby nauczyć się rozmawiać z ludźmi.

Czasami umiejętność rozmowy bywa cenniejsza niż dyplom…

Jeden z moich studentów, Michał, menedżer w dużej firmie, powiedział mi, że większość umiejętności, które pozwoliły mu zdobyć pracę, to nie było to, czego nauczył się w czasie zajęć na studiach, tylko to, co przyswoił, prowadząc organizację Soli Deo – to w niej uczył się kontaktu z ludźmi, rozmowy – rzeczy, które są w życiu naprawdę istotne. Pracodawcy powoli zaczynają to doceniać, zwracają baczniejszą uwagę na umiejętności komunikowania się.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *