Rozmowa z ks. Andrzejem Puchalskim, proboszczem parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Platerowie


Przez 13 lat pełnił Ksiądz posługę kapłańską w Argentynie. Jak znalazł się Ksiądz w Ameryce Południowej?

Spowodował to Ojciec Święty Paweł VI, który skierował w swoim czasie odezwę do biskupów, szczególnie Europy, o to, by rozmieścić równomiernie kapłanów w Kościele katolickim. Zgłosiłem się jako kandydat i wyjechałem jako jeden ze 100 polskich kapłanów.

Jak odnalazł się Ksiądz wśród Argentyńczyków?

Potrafiłem powiedzieć tylko „Buenos dias” i „Me llamo padre Andrés”… Strzeliliśmy niemało gaf – nie tylko ja, ale wielu z nas, którzy wtedy wyjechali. Praktycznie nie było możliwości, żeby spytać kogoś, jak mam w Argentynie postępować. Najbliżej miałem do Polaka, który mieszkał 200 km ode mnie Jeżeli się spotykaliśmy, to raz na trzy miesiące, na jakimś zebraniu księży. Wymienialiśmy się informacjami, co robimy, żeby być zrozumiałym dla tych ludzi i właściwie odczytywać ich intencje.

Pierwsza parafia, do której trafiłem, należała do diecezji Santiago del Estero, której centrum to najstarsze miasto w Argentynie, będące również stolicą województwa. Tamtejszy biskup posłał mnie na parafię Ojo de Agua, co w tłumaczeniu oznacza „oko wody”. Obejmowała ona 6,5 tys. km², a w jej granicach mieszkało 16 tysięcy ludzi. Praca duszpasterska wyglądała zupełnie inaczej aniżeli w Polsce. Trzeba było dotrzeć do tych ludzi, pokonując ogromne odległości.

Jacy są Argentyńczycy?

Bardzo gościnni i życzliwi. Wspominam ich bardzo mile, z wieloma utrzymuję kontakt. Kiedy przeszedłem do drugiej parafii, 800 km na południe, i pytano mnie, skąd jestem, żartowałem, mówiąc, że z Santiago del Estero. Patrzyli na mnie ze zdumieniem, bo nie pasowałem ani z wyglądu, ani z akcentu.

Wracając do pytania – mieszkańcy tych terenów to ludzie bardzo skromni, ale o głębokiej kulturze wypływającej w sposób naturalny z ich życia wśród przyrody. Kiedy Argentyńczyk przychodził załatwić jakąś sprawę, witał się ze mną, pytał, jak się czuję, co słychać, czy jestem zadowolony… Tak mijał czas, nawet 20 minut, i w końcu mówił: „Proszę księdza, chciałem poprosić o metrykę”. Z biegiem czasu zrozumiałem, że nie jest to zdawkowa rozmowa, tylko forma wyrażania szacunku dla drugiego człowieka przez pokazanie, że ma się dla niego czas.

Może my, Europejczycy, szybciej żyjemy, stąd brakuje nam czasu na kontakty z ludźmi?

To styl bycia nie tylko Europejczyków, ale także Amerykanów mieszkających na północy. Myślę, że czas jest ten sam dla wszystkich, tylko nie każdy umie uszanować drugiego człowieka. Ale nie mając czasu dla siebie nawzajem, na pewno nie zrobimy więcej. Co najwyżej zatracimy naszą godność.

Dzisiaj oczy świata są zwrócone w stronę Argentyny z powodu wyboru kard. Jorge Mario Bergoglio na papieża. Bliższe poznanie lokalnego Kościoła wiele mówi o nowym Ojcu Świętym…

Zapewniam, że Ojciec Święty jest przesiąknięty duchem Kościoła południowoamerykańskiego, popularnie nazywanego latynoskim. Tym, którzy nie rozumieją kultury Latynosów, wydaje się, że opiera się on tylko na tradycji. To Kościół w swoim sposobie życia bardzo prosty, jednak głęboko żyjący Chrystusem. Kiedy na apel bł. Jana Pawła II przygotowywaliśmy Kościół południowoamerykański do Roku Jubileuszowego 2000, rozpoczęliśmy nową ewangelizację. Różniła się ona bardzo od systemu pracy Kościołów Europy czy Ameryki Północnej. Nie mieliśmy odgórnie opracowanego programu, w pracach brała udział cała wspólnota wiernych. Zebrania ogólnodiecezjalne pochłaniały mnóstwo czasu, ale wyrażały głos całego Kościoła. Chcę powiedzieć, że tam człowiek świecki wcale nie czuje się mniej ważny w Kościele aniżeli ksiądz. Chociaż to kapłan pełni rolę przewodnią, nie brakuje miejsca dla głosu świeckich.

Jakie są podobieństwa między Kościołem argentyńskim a Kościołem w Polsce? Czy procesy laicyzacji mają miejsce i tam?

Nie da się odpowiedzieć na to pytanie jednym słowem. Laicyzacja i inwazja Kościołów protestanckich, finansowanych przez Amerykę Północną, zaczęła się w latach 90. Protestantyzm, mormoni i świadkowie Jehowy pojawiali się w różnych parafiach niespodziewanie i organizowali niby uzdrawiające spotkania. Zwoływali na nie ludzi, składali obietnice nowego świata, nakładali ręce.

Kiedyś w mojej pierwszej parafii pojawił się protestant; głosząc swoje teorie, zaczął gromadzić mieszkańców całej okolicy. Musieli dojechać do niego i składać dziesięcinę. Ja w tym czasie jeździłem do nich sam, nie oczekując niczego. Mówiłem: „Zobaczymy, kto z wami pozostanie, jak zabraknie wam pieniędzy”. Został tylko ksiądz katolicki. Na dodatek pożar objął cały busz, zginęły dwie osoby, spłonęło wiele stad zwierząt. Odebrano to jako karę. Jest w tej historii pewne podobieństwo do nas, Polaków. Kiedy atakował nas komunizm, uciekaliśmy do kościoła. Jak się nam trochę polepszy, zapominamy o Panu Bogu… To reakcja typowa dla ludzi na całym świecie.

Jednak pewna pobożność, którą spotkałem w Argentynie, odróżnia ją od naszej pobożności. To szacunek dla zmarłych. Jak przychodzi uroczystość Wszystkich Świętych, Argentyńczycy potrafią przejeżdżać tysiąc kilometrów do rodzinnej miejscowości, aby być na grobach swoich zmarłych. Pamiętam, że cmentarze, których w parafii miałem osiem, zapełniały się ludźmi. Modlili się i składali ofiary za zmarłych, koczując przy grobach cały dzień i całą noc, aby następnego dnia odjechać do odległego o 1,2 tys. km Buenos Aires, tłukąc się kilkanaście godzin autobusem. Tego ducha przekazali pierwsi misjonarze, dlatego specyfika pracy w Argentynie, szczególnie w interiorze, znacznie różni się od specyfiki pracy w Polsce czy w Stanach Zjednoczonych.

Tym, co łączy Kościół polski i argentyński, jest duch maryjny. Santiago del Estero ma swoją patronkę. To Nuestra Señora de Sumampa, czyli Nasza Pani z Sumampy.

Oczekując na wybór papieża, miał Ksiądz nadzieję, że zostanie nim Latynos. Dlaczego?

Ponieważ Kościołowi Powszechnemu potrzebny jest duch Kościoła południowoamerykańskiego. Myślę, że ma on czym podzielić się z Kościołem Powszechnym. To chce zaakcentować Ojciec Święty. Dużo mówi nam imię, jakie obrał, jego pierwsza publiczna wypowiedź i jego życie. To człowiek, który starał się zawsze prostotą swojego życia naśladować Chrystusa, a później św. Franciszka. Rozumie w sposób szczególny odnowę życia w Kościele, tak bardzo potrzebną dzisiaj światu. Bł. Jan Paweł II powiedział, że człowieka można zrozumieć tylko w Chrystusie. Obecny papież kontynuuje to przesłanie: człowiek może zrozumieć samego siebie tylko w Chrystusie i przez Niego. Aby się odnaleźć na tej drodze, musi wrócić do zasad Chrystusa, który przyszedł dać miłość i pokój. Dlatego papież mówi o potrzebie odrodzenia się braterstwa – w duchu otwartym i prostym, jak to zrobił święty Franciszek. Sądzę, że to imię wybrał dlatego, aby być dla każdego zrozumiałym następcą Chrystusa we współczesnym świecie, tak starającym się uderzyć w Kościół i dowodzącym, że jest on tak zniszczony, jak świat polityki. Tymczasem Kościół trwa, bo jest Kościołem Bożym, a ludzkie słabości świadczą jedynie o tym, że Bóg ciągle nad nim czuwa.

Tęskni Ksiądz czasami za Argentyną?

Znowu sprowokowała mnie pani, żebym wrócił do historii sprzed 25 lat. Kiedy po pięciu latach pracy odchodziłem z Santiago del Estero do innej diecezji, już zżyty z ludźmi, tamtejszy biskup powiedział mi: „Będziesz tęsknił”. To prawda, dlatego nadal utrzymuję z nimi kontakt. Pobyt w Argentynie głęboko wyrył się w moim sercu. O życzliwości i dobroci ludzi, których tam spotkałem, nie zapomnę nigdy.

Dziękuję za rozmowę. 


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *