Rozmowa z dr. Adamem Bobrykiem, socjologiem z UPH w Siedlcach


Od wprowadzenia progu wyborczego w 1996 r. AWPL nie była w stanie go przekroczyć, zazwyczaj brakowało kilku dziesiątych procenta głosów. Polacy stanowią 6,3% mieszkańców Litwy, a byli reprezentowani w parlamencie tylko przez jednego lub trzech posłów. Obecnie w sejmie będzie ośmiu polskich parlamentarzystów.

W tym sukcesie na pewno pomogła koalicja z Sojuszem Rosjan, która dostarczyła brakującego zazwyczaj ułamka procenta głosów. Wybory pokazały siłę polskich kandydatów. Pomimo tego, że na liście Akcji było wielu Rosjan, do parlamentu zostali wybrani wyłącznie Polacy. Przekroczenie progu wyborczego przez polską partię podniosło rangę AWPL jako potencjalnego partnera koalicji rządzącej.

Trzeba pamiętać, że wynik wyborczy był osobistym sukcesem prezesa partii Waldemara Tomaszewskiego, który konsekwentnie stawiał na wyrazistość i samodzielność ugrupowania. Chodziło o to, aby AWPL cały czas występowała pod swoją nazwą. Chociaż z jej list ubiegali się o wybór przedstawiciele wielu środowisk, w tym rosyjskich i białoruskich. Teraz też wśród kandydatów AWPL byli reprezentanci różnych narodowości, w tym działacze litewskiej Partii Ludowej, którą stworzyła pierwsza premier niepodległej Litwy – Kazimiera Prunskiene.

AWPL to ponoć najlepiej zorganizowana siła polityczna na Litwie…

Na pewno jest najbardziej zdyscyplinowana. Warto zwrócić uwagę na to, że jest ugrupowaniem, które ponosi najmniejsze koszty kampanii, gdyż stawia na bezpośredni kontakt z wyborcami. Przykładowo Ruch Liberałów za wprowadzenie każdego z przedstawicieli poniósł średnio wydatki w wysokości 30 tys. euro, a Polacy 7 tys. euro. AWPL staje się nie tylko partią regionalną, ale ogólnokrajową, ponieważ jest wyrazicielem nie tylko interesów Polaków, ale też innych mniejszości narodowych oraz ubiega się o głosy elektoratu litewskiego poza zwartymi skupiskami ludności polskiej.

Należy zauważyć, że powstanie AWPL było konsekwencją decyzji nieprzyjaznych dla Polaków. W 1994 r. zmieniono ordynację wyborczą, która wyeliminowała organizacje społeczne z możliwości uczestniczenia w wyborach samorządowych. Związek Polaków na Litwie, który wcześniej wystawiał swoich kandydatów jako organizacja społeczno-polityczna, musiał wybrać w tej sytuacji nową drogę. Został więc organizacją społeczną łączącą wszystkich Polaków o różnych poglądach politycznych. Jednocześnie zaś działacze ZPL utworzyli partię, która stała się reprezentantem społeczności polskiej i wiodącym ugrupowaniem mniejszości narodowych.

Czy reprezentacja naszych rodaków w parlamencie wpłynie na załagodzenie konfliktów władz z mniejszością polską?

Na pewno pojawi się szansa na zmniejszenie skali problemów. Zwłaszcza jeśli AWPL weszłoby do koalicji rządzącej. Wpłynęłoby to na zmianę atmosfery wokół mniejszości polskiej i poprawiłoby relacje Polski z Litwą. Tym bardziej, że ostatnie lata to wyjątkowe zamrożenie polsko-litewskich stosunków. W tym roku po raz pierwszy od lat nie gościliśmy chociażby na obchodach 11 listopada prezydenta Litwy. Jednakże wcześniejszy okres, kiedy mówiono o dobrych relacjach, wcale nie przekładał się na położenie mniejszości polskiej. Nawet niektóre zapisy Traktatu polsko-litewskiego z 1994 r. nie są zrealizowane do dnia dzisiejszego, jak chociażby umożliwienie posługiwania się oryginalnymi imionami i nazwiskami przez Polaków.

Nasi rodacy sprzeciwiają się m.in. ustawie oświatowej. Co ona zakłada?

Edukacja jest najważniejszym mechanizmem, który podtrzymuje tożsamość Polaków na Litwie. Praktycznie od początku niepodległości tej republiki podejmowane są działania, by zmniejszyć atrakcyjność czy nawet zasadność oświaty w języku polskim. Wielokrotnie zgłaszany był chociażby postulat, by w szkołach nauczano tylko po litewsku. Na terenie Wileńszczyzny utworzono podwójny system oświaty. To było jedyne miejsce na Litwie, gdzie województwo miało swoje placówki oświatowe litewskie (bardzo nowocześnie wyposażone, ale puste, bo niewielu uczniów do nich chodziło) i polskie (finansowane przez samorząd, który nie był w stanie udźwignąć tego zadania bez wsparcia z kraju).

Kolejnym problemem była kwestia wydawania podręczników. Podkreślano, że drukowanie polskich książek jest zbyt drogie i wystarczy wydawać słowniki, dzięki którym uczniowie przetłumaczą sobie litewskie. Następnie pojawiła się kwestia zniesienia języka polskiego jako obowiązkowego na maturze. Zebrano ponad 50 tys. podpisów z protestem przeciwko temu pomysłowi. Jedynym ustępstwem było to, że na życzenie ucznia język polski mógł być wybrany na maturze jako przedmiot dodatkowy. Ujednolicono egzamin maturalny z języka litewskiego w szkołach litewskich i polskich, gdzie jest zupełnie inny zakres wykładania. Usuwano polskie napisy, które były obok litewskich. O Strasburg oparła się sprawa nazwania szkoły w Ławaryszkach imieniem Emilii Plater, ponieważ Litwini nie wyrażali zgody na używanie polskiego brzmienia nazwiska.

Kolejna ważna kwestia to zwrot ziemi i nieruchomości znacjonalizowanych w czasach komunizmu. Czy w tej sprawie możemy spodziewać się działań na rzecz Polaków?

Zwrot własności miał zakończyć się na początku lat 90, a trwa do dziś. Jest to działanie, które w sposób szczególny uderzyło w mniejszość polską. Polacy w sposób zwarty zamieszkują Wileńszczyznę. Wiele dawnych wsi włączono do Wilna, które bardzo się rozrosło. Gdyby Polakom zwrócono dawną własność, byłaby to niezwykle zamożna grupa narodowościowa. Kwestie zwrotu ziemi budzą wątpliwości na całej Litwie, ale w stolicy i na terenach podwileńskich mają dodatkowo akcent narodowościowy. Do stolicy z rejonów wileńskiego i trockiego przyłączono kilkanaście tysięcy hektarów. Decyzja o zwiększeniu obszaru Wilna, zupełnie nieuzasadniona ekonomicznie i urbanistycznie, faktycznie ograniczyła proces zwrotu ziemi Polakom i rozbiła zwarte skupiska ludności polskiej.

Za nami także głosowanie na Ukrainie – 28 października wybierano połowę składu parlamentu z list partyjnych i drugą połowę w okręgach jednomandatowych. Protestująca opozycja utrzymuje, że w części okręgów jednomandatowych, gdzie wygrali jej kandydaci, zwycięstwo przypisano przedstawicielom władz i domaga się powtórzenia wyborów…

Na Ukrainie wytworzył się pewien specyficzny styl kontestowania wyborów. Ugrupowanie, które nie wygrywa głosowania, ogłasza, że druga strona je sfałszowała. W pięciu okręgach faktycznie zostanie ono powtórzone. Wybory nie przyniosły jednak wyraźnego rozstrzygnięcia. Zwyciężyła je, mająca złą prasę w Polsce, Partia Regionów, ale nie na tyle, żeby samodzielnie rządzić. Nawet w koalicji z partią komunistyczną brakuje im kilku mandatów do większości.

Wybory na Ukrainie mają jeszcze jedną specyfikę – to nie jest tylko rozgrywka sił politycznych, ale też finansowych, które wspierają którąś z partii.

Od tych wyborów zależała nie tylko przyszłość polityczna kraju, ale także jego stosunki z Unią Europejską. Czy to oznacza, że droga na Zachód jest zamknięta?

Myślę, że tak naprawdę niewielu politykom zależy na wejściu Ukrainy do Unii Europejskiej. Jest to jedynie dobrze brzmiące hasło w debacie publicznej. UE obawia się przesunięcia granicy daleko na wschód. Konsekwencją byłoby stacjonowanie wojsk rosyjskich na terenie unii, ponieważ Ukraina ma wieloletnie umowy na funkcjonowanie baz. Natomiast Rosja nie chciałaby pojawienia się zarówno wojsk natowskich, jak i instytucji UE przy swoich granicach. Trzeba również uwzględnić to, że poziom gospodarki i ekonomii Ukrainy bardzo mocno odbija od średniej europejskiej.

Ukrainie też nie zależy na wejściu do UE. Nacjonaliści są zainteresowani budową państwa narodowego, a nie poszanowaniem standardów europejskich i ochroną mniejszości narodowych. Głównym tematem budzącym zainteresowanie jest jedynie zniesienie wiz do Unii. Partia rządząca korzysta z tego, że balansuje między Rosją a UE. Państwo buforowe to chyba najbardziej oczekiwane rozwiązanie, zarówno dla Moskwy, jak i Brukseli. UE i Rosja są zainteresowane tym, żeby Ukraina była krajem przewidywalnym i przyjaznym. W Polsce do sytuacji na Ukrainie podchodzi się stereotypowo – prezydent Wiktor Janukowycz jest odbierany jako prorosyjski, a Julia Tymoszenko prozachodnia. Mija się to z prawdą. Rosjanie w ostatnich wyborach prezydenckich dawali przychylne sygnały dla Tymoszenko, pomimo pewnych sympatii do Janukowycza.

Niepokojący dla Polaków może być sygnał o zawarciu porozumienia dotyczącego stworzenia koalicji przez największe ugrupowanie opozycyjne: Batkiwszczynę (Ojczyznę) Julii Tymoszenko, Udar Witalija Kliczko i Swobodę, uznawaną za siłę, która gloryfikuje Stepana Banderę, odpowiedzialnego za ludobójstwo polskiej ludności.

Swoboda to partia nacjonalistyczna, która, gdyby weszła w skład koalicji rządzącej, byłaby najbardziej wpływowym tego typu ugrupowaniem w Europie. Na Ukrainie zachodniej bardzo rozwinięto kult Bandery. Polaków przedstawia się tam niejednokrotnie jako bandytów, którzy mordowali wioski ukraińskie, a UPA – jako prostych, szczerych ludzi, którzy w sposób bohaterski bronili swoich rodaków. Polska przyjęła dość dziwne podejście popierania polityków ukraińskich o nacjonalistycznym zabarwieniu, jak chociażby Wiktora Juszczenkę, który z Bandery uczynił bohatera Ukrainy. Jednocześnie nie upominamy się o pamięć historyczną i zadośćuczynienie za rzezie na Wołyniu, które pochłonęły ok. 150-200 tys. Polaków, pozbawianych często życia w sposób szczególnie okrutny. To Partia Regionów zwalcza na Ukrainie tendencje nacjonalistyczne, które częściowo wymierzone są także w Polaków. Ona też unieważniła najwyższe wyróżnienie przyznane prze lidera „pomarańczowej rewolucji” dla Bandery. Gdyby partia Swoboda znalazła się w rządzie, byłoby to niebezpiecznym sygnałem dla wszystkich mniejszości narodowych na Ukrainie, w tym Polaków.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *