Przedstawię kilka myśli, które nie wyczerpują tematu ani nie są głosem fachowca z dziedziny bioetyki czy eksperta w dziedzinie prawa w materii in vitro. Są natomiast refleksją pasterza, który patrzy na ludzkie problemy z perspektywy wiary i w świetle biblijnego, czyli Bożego obrazu człowieka. Bezpłodność, i w konsekwencji bezdzietność, są czymś bardzo bolesnym dla osób, które pragną mieć potomstwo. Posiadanie potomstwa jest czymś bardzo ważnym w ich życiu i dlatego nie można tych spraw ani bagatelizować, ani szukać uproszczonych rozwiązań czy wykorzystywać ich dla doraźnego interesu lub propagandy. Małżeństwom, które doświadczają tego krzyża, należy się właściwa pomoc. To Kościół ma na uwadze, taką pomoc chce nieść i to czyni. Istnieją jednak inne sposoby niesienia pomocy niż uciekanie się do metody in vitro. Nie jest ona tego samego rodzaju, o jakim zazwyczaj się myśli w kontekście proponowanych dzisiaj rozwiązań. Mimo rozpowszechnianych – i w pewnym sensie przez wielu bezkrytycznie przyjmowanych – opinii, że stosowanie zapłodnienia in vitro jest godziwe i dobre, Kościół przeciwstawia się stosowaniu tej metody. Za takim stanowiskiem przemawiają bowiem zdecydowanie racje moralne i szeroko pojęte racje etyczne. Nie wszystkie są tej samej wagi i natury. Niemniej ich wymowa jest jasna. Niektóre z tych racji będą przemawiać tylko do wierzących, inne zaś mają charakter uniwersalny.
Pierwsza fundamentalna kwestia to problem kilku embrionów przygotowywanych do tego zapłodnienia, do wszczepienia w macicę kobiety.
To jest jeden z wyraźnych argumentów przeciwko, ponieważ nieuniknione jest zapładnianie wielu komórek jajowych, które następnie selekcjonuje się, wybierając nieliczne, a pozostałe przechowuje i (w konsekwencji) przeznacza do zniszczenia. Fakt, że embrion to już istota ludzka, stanowi poważną rację wskazującą na niedopuszczalność tego rodzaju praktyki. Czy będą kiedyś inne możliwości, pozwalające uniknąć konieczności powodowania powstawania wielu embrionów i ich niszczenia? Jest to dzisiaj podobno kwestia otwarta.
Zapłodnienie pozaustrojowe – już samo określenie budzi pewne zastrzeżenia i skojarzenia antyhumanitarne.
Ważną sprawą jest to, że metoda in vitro łączy się z faktem, iż moment poczęcia dokonuje się poza aktem małżeńskim. W tym zasadza się racja wykluczająca taki sposób zapłodnienia z punktu widzenia tych, którzy przyjmują prawdę o stworzeniu człowieka na obraz i podobieństwo Boga. Człowiek bowiem został stworzony do przeżywania jedności (komunii), która jako akt małżeński jest właściwym kontekstem przekazywania nowego życia. Jest to jednocześnie dar i przywilej uczestniczenia w stwórczym działaniu Boga. Jest to bowiem akt dwojga. W tej prawdzie zasadzają się podstawowe elementy pojmowania godności osoby i godności życia ludzkiego w ogóle oraz respektowania tej godności w całej rozciągłości, tj. we wszystkich aktach człowieka. Kolejna sprawa to samo podejście do płodności ludzkiej. Pojawiają się bowiem dążenia, a czasem wręcz już są realizowane próby swoistej dominacji człowieka nad tym, co otrzymał on jako dar. Jednakże to nie człowiek „tworzy” nowe życie! Często jednak ten człowiek podchodzi do darowanej mu możliwości przekazywania życia jako do czegoś, co mu się bezwzględnie należy i czego chce być panem, niezależnym od Stwórcy. Naturalnie, człowiek jest uprawniony i wręcz zobowiązany do tego, by robić wszystko co możliwe, aby zapobiegać czy zaradzać wszystkim sytuacjom, które w jakiś sposób nie pozwalają mu spełnić tego, do czego jest powołany (w tym także rodzicielstwa). W tych działaniach musi jednak respektować granice prawa naturalnego. Dla wierzących postawa wobec możliwości przekazywania życia jest odzwierciedleniem ich relacji do Stwórcy. Trzeba też mieć na uwadze samo podejście do dzietności i do pragnienia posiadania potomstwa.
Czy nie jest tak, że w dążeniu, za wszelką cenę, do posiadania własnego dziecka, właśnie ono schodzi na dalszy plan?
Takie usilne dążenie, za wszelką cenę, może czasem być przejawem potrzeby i chęci posiadania dziecka dla siebie. Zostaje w takim przypadku, jakby w pewnej mierze, zakwestionowana godność dziecka jako osoby, a pojawia się jakieś uprzedmiotowienie tego dziecka. Z takim pojmowaniem dzietności wiąże się także kwestia korzystania z możliwości selekcji, by zaspokoić swoje określone oczekiwania w stosunku do dziecka, które ma się narodzić.
W dyskusji o tej metodzie jej zwolennicy bardzo często stawiają zarzut Kościołowi, że biskupi nie potrafią zrozumieć problemu, z jakim borykają się bezdzietne małżeństwa.
Niepłodność i bezdzietność dla małżonków to niewątpliwy problem, ból łączący się czasem z poczuciem bezsensowności życia. Wierzący małżonkowie, dotknięci tym problemem, są wezwani i w tym wspomagani, by przyjąć tę sytuację jako krzyż. Można powiedzieć dobitniej: mają taką szansę właśnie dzięki światłu Ewangelii. To z Ewangelii płynie bowiem nowe światło, oświecające wszystko, co ogranicza i doświadcza człowieka. To światło pozwala więc inaczej spojrzeć na ten problem. Dla wierzącego bowiem krzyż to nie tylko coś, co jest negatywnym doświadczeniem, ale to także narzędzie zbawienia, innego pojmowania życia i odkrywania jego sensu, nawet w przeżywaniu się przeciwności. To otwieranie nowej, innej drogi, poszukiwanie zamysłu Bożego na drodze swego życia. Najważniejsze w tym jest otwarcie się na nadzieję, że właśnie przez krzyż Bóg mówi najskuteczniej do człowieka. Każdy człowiek ma swój krzyż. Takim krzyżem może być dla kogoś również niepłodność. Dla wierzących zatem nie jest ona tragedią życiową, lecz stanowi wyzwanie, by odkrywając sens tego krzyża i dobrze ten krzyż przeżywając, wykorzystać go zarówno dla dobra własnego, jak i dla dobra innych.
Kościół zajmuje się małżeństwami bezdzietnymi, co więcej ma dla nich propozycje, nie tylko propozycję duszpasterską, ale konkretne rozwiązania. Jednym z nich jest promowanie adopcji…
Bardzo wiele dzieci oczekuje przyjęcia do rodziny. Dla wierzących jest to szczególne wyzwanie i propozycja. Wiąże się ono z gotowością na kolejny krok w podejmowaniu z miłością tego życiowego krzyża, który staje się narzędziem zbawienia. Można powiedzieć, że jest to okazja, by spotkały się różne osoby dotknięte krzyżem: dzieci potrzebujące rodziców i małżonkowie oczekujący i pragnący dzieci. Jest to okazja, by ten moment uczynić płodnym, tzn. owocnym w rodzicielską ofiarną miłość i dziecięcą pełną miłości wdzięczność. Zdarza się niejednokrotnie, że małżeństwa, które dokonują adopcji, poczynają później własne dzieci. Jest to szczególne doświadczenie niejednej rodziny.
Za mentalnością propagowania prawa do posiadania własnego dziecka przy zastosowaniu metody in vitro (czyli kosztem przekraczania tego wszystkiego, co widzimy jako nienaruszalną zasadę) może stać (czy wprost stoi) obraz społeczeństwa, które buduje współczesną wieżę Babel. Niebezpieczeństwo tkwi w tym, że człowiek chce zbudować swój świat i pojmować siebie niezależnie od Boga czy od stałych naturalnych zasad, jakie w sobie odkrywa. Jest to znak dekadencyjności człowieka, mimo jego osiągnięć. Osiągnięcia te, gdy nie uwzględniają naturalnego prawa, okazują się bowiem cząstkowe. Ostatecznie prowadzą do pozornego czy częściowego rozwiązania problemów, ale nie rozwiązują zasadniczego problemu, jaki tkwi w człowieku. Ze stosowaniem metody in vitro wiąże się także podniesiona ostatnio kwestia refundacji (lub nie) tego rodzaju zabiegów ze środków publicznych. Trzeba mieć na uwadze to, że podjęta ostatnio dyskusja toczy się, podczas gdy de facto wiele osób, w tym również dzieci, także w Polsce, oczekuje niezbędnej pomocy w celu uzyskania leków, a ta nie jest dla nich zagwarantowana. Wydaje się w tej sytuacji, że mimo wielkiej wagi sprawy, jaką jest wola czy chęć niesienia pomocy małżeństwom (a być może także osobom, które nie żyją w małżeństwie) dotkniętym problemem niepłodności, proponowanie refundacji kosztów tej metody nie jest ani najbardziej właściwe, ani chyba też sprawiedliwe.
In vitro nie jest jedyną alternatywą.
Warto zwrócić uwagę na nowe metody leczenia niepłodności zgodne z nauką Kościoła. Taką jest np. naprotechnologia stosowana od lat w różnych krajach, a ostatnio wprowadzana też w Polsce. Jest ona stosowana w Fundacji i Instytucie Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. Jana Pawła II w Lublinie. Zainteresowani mogą uzyskać kontakt z zaangażowanym tam ginekologiem dr. Maciejem Barczentewiczem przez jego stronę internetową (www.ecolife-newlifestyle.com/?p=ecolife/pl/menu3/22). Wreszcie nie możemy zapomnieć o zasadniczej sprawie i zadaniu, jakim jest właściwa edukacja do życia w rodzinie i kultura życia rodzinnego oraz styl życia młodzieży. Właściwe podejście i odpowiednia praktyka w tej dziedzinie w wielu przypadkach mogłaby uchronić przed niepłodnością. Z tego co wiadomo, nie jest to tylko problem biologiczno-fizjologiczny, ale także w dużej mierze czy przede wszystkim – problem psychologiczny i duchowy. Jest to problem właściwej duchowości człowieka. A tego nie rozwiąże się żadnymi pociągnięciami wychowawczymi poczynionymi na skróty i nie uwzględniającymi pełnej wizji człowieka. Trzeba pracy nad człowiekiem i z człowiekiem. Trzeba współpracy człowieka z jego Stwórcą, aby ten nie tworzył siebie na inny obraz i według innej koncepcji niż został stworzony.
Kościół, mimo swojego sprzeciwu wobec metody in vitro, nie odrzuca dzieci poczętych w jej efekcie.
Pomimo tego, iż Kościół nie akceptuje wspominanych metod i wyraża przeciwko nim sprzeciw, to jednak żadną miarą nie odrzuca poczętych w ten sposób dzieci. Nie są one w oczach Kościoła w żaden sposób pomniejszane. Każde ludzkie życie, niezależnie od tego w jakich warunkach i okolicznościach jest poczęte, według nauki Kościoła jest pełnowartościowym życiem i jest pojmowane jako dar Boży. Tak bowiem Kościół traktuje osobę ludzką. Podobnie nie odrzuca rodziców dziecka, którzy do takiej metody się uciekli. Nazywając zaś zło złem oraz wyrażając sprzeciw i krytykę wobec niewłaściwych rozwiązań, Kościół podaje każdemu człowiekowi rękę i świadczy pomoc na drodze uznania błędu i wejścia na drogę nawrócenia.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmowa została przeprowadzona 1 grudnia w audycji „O tym się mówi” na antenie Katolickiego Radia Podlasie.