W swoim myśleniu wydają się być kulturowo blisko pierwszego kibica Rzeczypospolitej, który wyznał swego czasu, iż „polskość to nienormalność i garb”. Dziś tym „garbem” zarządza.
Przy okazji 94 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości powraca kwestia, jak świętować tego typu uroczystości, aby nie wiało nudą. Jak wyjść poza schematyczne akademie, gadające głowy i pompatyczność, którą mało już kto dziś rozumie. „Bez sensu jest oczekiwać zmiany, a zarazem robić wszystko, jak dotychczas” – mówił Einstein. Brak kreatywności i przekonanie, że „tak być musi”, skutkuje tym, że nośne stają się hasła środowisk lewicowych, dla których „miłość do ojczyzny” jest totalną abstrakcją, zupełnie bezsensowną, a co najważniejsze – zagrażającą wizji nowoczesnego społeczeństwa. Ludzie ośmielający się twierdzić inaczej są traktowani jak leśni dziadkowie, którzy stracili kontakt z rzeczywistością i muszą wymrzeć, aby oczyścić „atmosferę”.
Żałobnicy i nudziarze
„Hard patriotyzm jak powietrza potrzebuje poczucia zniewolenia i walki. Słowo „patriotyzm” kojarzy się z agresją lub ze śmiertelną nudą – wyznała Magdalena Środa na łamach tygodnika „Wprost”. – Największymi „hard” patriotami są w Polsce kibice klubów piłkarskich. Starają się im dorównać członkowie innych klubów, na przykład „Dziennika Polskiego” oraz klubu żałobników z Krakowskiego Przedmieścia […] Bo „hard” patriotyzm jak powietrza potrzebuje poczucia zniewolenia (przez obce nacje, ewentualnie przez wrogi klub parlamentarny lub piłkarski), a także walki, niepomny na to, że nasze tradycje w tym względzie nie są najlepsze (więcej przegrywaliśmy niż wygrywaliśmy)”. Przytaczam obszerny fragment tekstu, ponieważ jest on typowy dla sposobu myślenia wcale niemałej grupy Polaków „zaczadzonych” lewicową nowomową. I nieprawdziwy, jak intencje osób w taki sposób go definiujących. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że wersja „soft” patriotyzmu dla wspomnianych wyżej grup jest do przyjęcia. Nie! „Nie zawiera agresji, jest za to banalna, ckliwa i nudna jak flaki z olejem. Młodych ludzi nie pociągnie” – dopowiada pani profesor. Co zatem może ich pociągnąć? „W Turcji nikt nie okaże dumy z imperializmu otomańskich walecznych przodków, lecz raczej będzie zachwalał nowoczesną, laicką republikę stworzoną przez Atatürka […] Francuzi bardziej dumni są z republiki, świeckości państwa, praworządności i innych cnót obywatelskich niż z wojen Napoleona […] Amerykanie cieszą się przede wszystkim „nowym obywatelstwem” czy polityczną więzią, która powstała wśród różnych narodów przybyłych na Nowy Kontynent”.
Pomijając oczywiste przekłamania pani Środy, selektywność w doborze ilustracji, uderza złowrogie nastawienie do historii całego jej środowiska. Traktowana jest jako balast, niepotrzebna martyrologia, a przede wszystkim zagrożenie dla wizji kosmopolitycznego, wyzwolonego z religii tradycji społeczeństwa, które od lat z maniakalnym uporem (pomimo porażek i kompromitacji) lewica próbuje budować.
Lawinowy przyrost osób traktujących „ten kraj” jako zło konieczne pokazuje, że idee są lotne. I podobnie jak kiedyś socrealizm fascynował poetów i pisarzy, dziś także znajdują posłuch.
Polskaaa biało-czerwonaa!
Jest jednak coś, co pozwala z nadzieją patrzeć w przyszłość. I nie chodzi o typową polską przekorę. Flagi powiewające coraz częściej w oknach tzw. zwyczajnych Polaków to nie bezkrytyczne naśladowanie amerykańskich wzorców (mąż mojej znajomej, emerytowany oficer marines, nawet gdy w telewizji przed meczem baseballa grany jest hymn, wstaje). Podobnie – niepowtarzalna atmosfera meczów polskiej reprezentacji, setki tysięcy osób każdego roku odwiedzających Muzeum Powstania Warszawskiego, uczestniczących z całymi rodzinami w Marszu Niepodległości. To nie szukanie emocji czy tylko „narodowa fiesta”. Chodzi o wewnętrzną intuicję, która każe szukać poczucia wspólnoty narodowej głębiej niż perspektywa pełnej michy i pamięć ograniczająca się do sloganu „wybierzmy przyszłość”.
Jak zatem dziś mówić o Polsce, miłości do ojczyzny, aby nie nudzić? W którą strunę polskiej duszy uderzyć, aby zagrała pięknie, bez fałszywych tonów?
Faktem jest, że inaczej rozumieją wartość ojczyzny ci, którzy latami musieli zmagać się o jej wolność, inaczej pokolenia niepamiętające koszmaru totalitaryzmów. Kwestią otwartą jest wypracowanie nowego sposobu mówienia o przeszłości, a przede wszystkim podjęcie trudu wychowania w kręgu zasad ujętych w triadę Bóg – Honor – Ojczyzna. Dla wielu okazuje się zbyt pompatyczna, ogólna, aby mogła realnie wpływać na życiowe wybory. Konieczny jest zatem punkt zaczepienia, który ją urealni i zwiąże z konkretnym człowiekiem.
Rodzina rodzin
„Pojęcie «ojczyzna» rozwija się w bezpośredniej bliskości pojęcia «rodzina» – poniekąd jedno w obrębie drugiego – pisał w liście do młodych całego świata „Parati semper”, wydanym z okazji Światowych Dni Młodzieży, bł. Jan Paweł II. – Stopniowo też, odczuwając tę więź społeczną, która jest szersza od więzi rodzinnej, zaczynacie także uczestniczyć w odpowiedzialności za wspólne dobro owej większej «rodziny», która jest ziemską «ojczyzną» każdego i każdej spośród was”. Wydaje się, że słowa papieża w bardzo precyzyjny sposób odnoszą nas do wcześniej postawionej kwestii. Najpierw trzeba odkryć wartość najbliższej sobie rzeczywistości, poczuć jej „ciężar gatunkowy”, aby móc ją ulokować w szerszym kontekście. Dlatego kryzys poczucia przynależności do wspólnoty narodowej jest ściśle powiązany z kryzysem rodziny. Nierealne jest zbudowanie więzi z kimś żyjącym kilkaset kilometrów dalej, jeśli brakuje poczucia wspólnoty z żyjącymi najbliżej: w tym samym mieście, miejscowości, regionie. Aby czuć się wewnętrznie związanym z historią państwa, którego jest się obywatelem, w pierwszej kolejności trzeba poznać dzieje swojej małej ojczyzny, uszanować mogiły, które znaczą jej przeszłość, zidentyfikować się z jej losem. Poczuć solidarną więź z pokoleniami, które żyjąc na tej ziemi, przelewali za nią krew, odsiadywali długoletnie wyroki, zwyciężali. Wreszcie: aby włączyć się w działania, mające na celu budowanie pomyślności państwa, trzeba najpierw zatroszczyć się o dolę tych, których mija się codzienne, zadbać o sprawy tak prozaiczne, jak czyste place i ulice, wyrwać się z obojętności, marazmu i porzucić konformistyczne przekonanie, że inni mają zadbać o mnie.
Odpowiedzialność moralna
„Pocałunek złożony na ziemi polskiej ma dla mnie sens szczególny. Jest to jakby pocałunek złożony na rękach matki – albowiem Ojczyzna jest naszą matką ziemską […]. Polska jest matką szczególną. Niełatwe są jej dzieje, zwłaszcza na przestrzeni ostatnich stuleci. Jest matką, która wiele przecierpiała i wciąż na nowo cierpi. Dlatego też ma prawo do miłości szczególnej” – mówił bł. Jan Paweł II na lotnisku Okęcie 16 czerwca 1983 r. Ojciec Święty zwrócił uwagę na coś, co często umyka nam w rachunkach sumienia i katechezie: być Polakiem, szanować swoją ojczyznę, modlić się za nią – to obowiązek wynikający z Dekalogu. „Jeśli pytamy o miejsce patriotyzmu w Dekalogu, to odpowiedź jest jednoznaczna: wchodzi on w zakres czwartego przykazania, które zobowiązuje nas, aby czcić ojca i matkę. Jest to ten rodzaj odniesienia, który język łaciński wyraża terminem pietas, podkreślając wymiar religijny, jaki kryje się w szacunku i czci należnym rodzicom. Mamy czcić rodziców, gdyż oni reprezentują wobec nas Boga Stwórcę. Dając nam życie, uczestniczą w tajemnicy stworzenia, a przez to zasługują na cześć podobną do tej, jaką oddajemy Bogu Stwórcy. Patriotyzm zawiera w sobie taką właśnie postawę wewnętrzną w odniesieniu do ojczyzny, która dla każdego prawdziwie jest matką. To dziedzictwo duchowe, którym ojczyzna nas obdarza, dociera do nas poprzez ojca i matkę i gruntuje w nas obowiązek owej pietas” (Jan Paweł II, „Pamięć i tożsamość”).
Bardzo mocne słowa. Papież przypomniał coś, co w istocie od wieków było przez Kościół w Polsce konsekwentnie realizowane. Być może bez tej świadomości Polska nie przetrwałaby próby dziejów. Czy przetrwa kolejne?
Czas pokaże.