Liczbę 40 można określić przydomkiem biblijna. Tyle dni Pan Jezus pościł przed rozpoczęciem nauczania, tyle samo czasu trwały opady w trakcie potopu, przez 40 lat naród wybrany błąkał się po pustyni.
– Współcześnie oficjalne dokumenty liturgiczne mówią nie tyle o „40-godzinnym nabożeństwie”, co o dłuższej adoracji, bez określania czasu jej trwania. Termin zachował się w praktyce duszpasterskiej i najczęściej – zwłaszcza w Polsce – określa się nim trzydniową adorację, odbywającą się albo w trzy kolejne niedziele przed Wielkim Postem, albo w niedzielę (od ostatniej Mszy porannej), poniedziałek i wtorek przed Środą Popielcową. Wspomniane nabożeństwo jest jednak związane wyłącznie z tym okresem liturgicznym. Zachęca się również, by urządzać je w Adwencie czy przed istotnymi momentami dla danego Kościoła lokalnego – tłumaczy ks. Ł. Celiński.
Jako wynagrodzenie
– Nabożeństwo swoim powstaniem sięga czasów średniowiecza i początkowo związane było z praktyką 40-godzinnego postu przed uroczystością Zmartwychwstania Pańskiego. W XIII w. zrodziły się bractwa biczowników, które przyczyniły się do powstania 40-godzinnego nabożeństwa odprawianego od Wielkiego Czwartku do Wielkiego Piątku – wyjaśnia s. dr M. Iwona Kopacz ze Zgromadzenia Sióstr Uczennic Boskiego Mistrza, redaktor miesięcznika liturgicznego „Od Słowa do Życia”. – W ciągu tego i następnego stulecia rozwinęły się liczne bractwa, których celem była troska o godne przechowywanie Najświętszego Sakramentu i m.in. przygotowywanie 40-godzinnych nabożeństw. Od XVI w. nabożeństwa te zaczęto organizować regularnie, cztery razy w roku: w Wielkim Poście, podczas Zesłania Ducha Świętego, we Wniebowzięcie NMP i w Boże Narodzenie. Jednak w tamtym czasie owe nabożeństwa były organizowane przed tabernakulum, a nie przed wystawionym Najświętszym Sakramentem – wyjaśnia. – Ostateczny kształt nabożeństwom 40-godzinnym nadał założyciel barnabitów ks. A. M. Zaccaria. Z czasem doszło do rozciągnięcia tego zwyczaju na całe miasta na okres całego roku. „Przechodziło” ono z kościoła do kościoła i w ten sposób w późniejszych wiekach przekształciło się w adorację wieczystą. W czasach Karola Boromeusza nabożeństwa 40-godzinne były organizowane na zakończenie karnawału, czyli przed Środą Popielcową, i były odprawiane jako wynagrodzenie – dodaje s. dr M. I. Kopacz.
Nieoczekiwane owoce
S. Iwona zauważa, że aktualnie odprawianiu nabożeństw 40-godzinnych towarzyszy pragnienie rozważania tajemnicy obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. – Możliwe, że przyczyną niezrozumienia adoracji w wielu wspólnotach parafialnych jest fakt organizowania ich zaraz po Mszy św. niedzielnej, tego, że są krótkie i bywają „przegadane”. Jakby nasi duszpasterze bali się zostawić wiernym czas na indywidualną modlitwę w ciszy, na rozważanie usłyszanego słowa Bożego. Z drugiej strony także sami wierni, nieprzygotowani do adoracji, zastanawiają się nad tym, co mieliby w tym czasie „robić”, jakie modlitwy odmawiać itp. Wydaje mi się, że jeśli osoby te odpowiednio się podprowadzi i przygotuje do przeżycia nabożeństwa, jakim jest dłuższa adoracja Najświętszego Sakramentu, owoce mogą przekroczyć oczekiwania nas wszystkich – mówi siostra.
Na własnym podwórku
W naszej diecezji 40-godzinne nabożeństwo wprowadzono we wszystkich parafiach podczas Pierwszego Synodu Diecezji Siedleckiej w sierpniu 1923 r. – Od tego momentu pojawiło się wiele inicjatyw szerzących pobożność eucharystyczną, ale nigdy w diecezji nie obowiązywał żaden szczegółowy opis tego, w jaki sposób to nabożeństwo ma się odbywać – zauważa ks. Ł. Celiński. – Jego istota polega na adoracji Najświętszego Sakramentu wystawionego w głównym ołtarzu przez 40 godzin, natomiast kwestie szczegółowe pozostawione są do rozeznania duszpasterskiego proboszcza. W 2009 r. bp Zbigniew Kiernikowski w słowie wprowadzenia do pierwszego zeszytu tekstów przeznaczonych do wykorzystania podczas trzydniowej adoracji Najświętszego Sakramentu wskazał na ścisły związek, jaki zachodzi między adoracją eucharystyczną a słuchaniem słowa Bożego i pełniejszym uczestnictwem w Eucharystii w kontekście Tajemnicy Paschalnej Chrystusa. Wyznaczono wówczas nowe terminy trzydniowej adoracji Najświętszego Sakramentu dla poszczególnych parafii, tak aby w diecezji nieustannie trwał kult eucharystyczny – dodaje.
Przez pryzmat Boga
W kaplicach Sióstr Uczennic Boskiego Mistrza trwa nieustanna adoracja Jezusa Eucharystycznego. W poszukiwaniu ciszy i okazji do przemyślenia swoich spraw zagląda do niej wielu ludzi. – Podobna sytuacja ma miejsce tam, gdzie księża decydują się na wprowadzenie wieczystej czy przedłużonej adoracji Najświętszego Sakramentu. Wierni decydują się na podjęcie konkretnych zobowiązań związanych z podtrzymaniem trwającej adoracji. Są tacy, którzy przyjeżdżają z daleka, wiedząc, że w danym miejscu można poświęcić czas na indywidualną modlitwę przed uroczyście wystawionym Najświętszym Sakramentem – mówi s. Iwona. Podkreśla, że na szczęście ciągle jest w nas głód Boga i pragnienie spotkania się z Nim osobiście – poprzez bliskie i znane słowa.
– Warto uświadomić sobie, że z Bogiem – nieustannie obecnym wśród nas – można również posprzeczać się, wykrzyczeć Mu swój ból i niezgodę na rzeczywistość, która niekoniecznie musi jawić się nam jako sprawiedliwa i dobra. Dzięki poświęcaniu czasu na osobiste, pogłębione spotkania z Bogiem obecnym w żywej Hostii odkryjemy, że na „złą” rzeczywistość można spojrzeć inaczej i odnaleźć w niej również ziarenka prawdy. Że czas przeżywany tu i teraz z „Bogiem z nami” może przyczyniać się do duchowego wzrostu i rozwoju dla dobra nas samych i naszych bliskich – podsumowuje s. Iwona.
OKIEM DUSZPASTERZA
Ks. Mateusz Gomółka, wikariusz parafii św. Stanisława BM w Rossoszu
Iść przed oblicze Pana
Wiele razy słyszałem o tym, że ludzie w dzisiejszym świecie nie mają czasu na spotkanie z Panem obecnym w Najświętszym Sakramencie. Jeśli w codziennym zabieganiu ciężko wygospodarować im chwilę na spotkanie z drugim człowiekiem, to jak mogą odczuwać głód adoracji, która podobno jest czymś wymagającym? Takie stwierdzenie nie jest do końca prawdziwe, bo jak wytłumaczyć to, że zawsze, gdy wchodziłem do kościoła, w którym odbywała się adoracja Najświętszego Sakramentu, wdziałem tam trwających na modlitwie wiernych? Myślę, że wiele osób właściwie wykorzystuje możliwość spotkania się z Chrystusem i czeka na taką szansę. Z jednej strony można powiedzieć, że ludzie ci należą do zdecydowanej mniejszości ochrzczonych i nie ma się z czego cieszyć, ponieważ proporcje powinny być odwrotne. Z drugiej zaś strony, dlaczego nie radować się z tych osób, które pragną właśnie w taki sposób doświadczać żyjącego Pana? Dlaczego nie cieszyć się z cudów dokonujących się w czasie 40-godzinnych nabożeństw, adoracji eucharystycznych i spotkań modlitewnych? I nawet jeśli przez większość chrześcijan czas spotkania z Panem w sakramencie ołtarza jest niedoceniony i niewykorzystany, to ja wolę cieszyć się tym, co wielkiego i pięknego dokonuje się w osobach, które pragną tracić czas, by „stać przed Panem i Jemu służyć”.
Z adoracją eucharystyczną są same problemy. Co mamy wtedy robić albo czego nie? Odmawiać modlitwy czy może czytać Pismo Święte? Milczeć albo raczej śpiewać bądź głośno się modlić? Tylko w jednym rodzaju adoracji ten problem nie występuje, a raczej nie powinien wystąpić. Tak jest wtedy, gdy uczestniczymy w nabożeństwie eucharystycznym prowadzonym przez kapłana lub wspólnotę. Wtedy można zaufać i dać się poprowadzić. Nie należy zastanawiać się nad tym, co byłoby w tym konkretnym momencie lepsze, warto zaufać spotkaniu z Panem. Jedno jest pewne: gdy dam się poprowadzić, Pan Bóg może dokonać cudów w moim życiu. Rzeczywiście, problem może zaistnieć wtedy, gdy jesteśmy „zostawieni sam na sam” z Panem Jezusem. Może się pojawić pytanie, które usłyszałem od mężczyzny zachęcanego do osobistej adoracji. Zapytał mnie: „I co ja tam będę robił?”. Różne odpowiedzi przyszły mi wtedy do głowy: tracić czas, zadawać pytania, dziękować za to, co masz, rozwiązywać trudne sprawy codziennego życia, słuchać, rozmawiać, prosić, dziękować… Tak naprawdę nie warto się zastanawiać nad tym, „co ja będę robił?”, tylko wziąć Pismo Święte, iść przed oblicze Pana i słuchać Jego słowa, mówić Mu o tym, co jest trudne w naszym życiu i szukać rozwiązania problemów – On zawsze pomaga.