FELIETON


Nie tyle w kategoriach rzeczywistej efektywności działania europarlamentu, bo ta wyraża się jak dotąd jedynie w połajankach (jak miało to miejsce w czasie wizyty europosłów w Pradze i w czasie ich spotkania z prezydentem czeskim Vaclavem Klausem), ile w konkretnych aktach legislacyjnych, rozmywających się w ciągłych debatach na temat krzywizny bananów i krągłości pomidorów. Skoro Traktat Lizboński przewiduje, że Komisja Europejska posiada jako jedyna inicjatywę ustawodawczą, to w niej zapadać będą wszystkie decyzje. Czas kampanii wyborczej jest o tyle ważny, że kształtuje zachowania ludzkie poprzez głoszone hasła i poddawane opinii publicznej slogany. W tym sensie warto się jemu dokładnie przyjrzeć.

Fałszywa teza

Wpływ haseł kampanijnych, głoszonych przez liderów poszczególnych partii, na elektorat jest po prostu faktem. Wystarczy przejrzeć dokładnie fora internetowe, aby ujrzeć funkcjonowanie wyborczych bon motów w świadomości użytkowników sieci. Nie tylko w sferze werbalnej, w formułowaniu poszczególnych zdań wypowiedzi, ile raczej w mentalnym odniesieniu się do przeciwnika politycznego. Rzucona, może od niechcenia, a może pod publiczkę, fraza ministra Radosława Sikorskiego o „dorzynaniu watah” jest tego najlepszym przykładem. Liczne komentarze użytkowników Internetu ciągle domagają się wycinania wszystkiego, co pochodzi od ekipy Jarosława Kaczyńskiego. Nie zastanawiam się teraz, czy teza ta ma jakieś swoje uzasadnienie, ile raczej chodzi mi o ukazanie przekładania się haseł wyborczych na mentalność społeczną. Jeżeli tak się sprawa ma, to formułowanie wyborczych sloganów jest nie tylko sprawą sprawnych specjalistów od PR-u, ile raczej winno stanowić element ukazywania prawdy. Zafałszowane wyborcze hasło (co dokonuje się poprzez świadome działanie lub zbytnią skrótowość, powodującą uproszczenia) powoduje fałszowanie ludzkiej mentalności, a poprzez to również ludzkiego odbioru świata. Zamiast prawdy wyborca otrzymuje fałsz, a błędna informacja jest powodem równie błędnego postępowania. Utrwalenie się w mentalności skrótu staje się następnie przyczyną stałej fałszywej oceny rzeczywistości. Wydaje się, że nieżyjący już profesor Bronisław Geremek to właśnie miał na myśli, mówiąc o tzw. „fakcie prasowym”. Najlepiej widać to w przypadku śmierci Barbary Blidy. Chociaż targnęła się sama na swoje życie, a nikt nie przymuszał jej do tego działania, w wyniku insynuacji prasowych w wielu umysłach funkcjonuje teza, że została ona zabita przez ABW i rządzącą wówczas ekipę. Przyjmując taką tezę, należałoby uznać, że każdy człowiek, który w czasie zatrzymania przez organa bezpieczeństwa popełnia samobójstwo, jest ofiarą niemiłosiernych siepaczy. Co oczywiście jest bzdurą. Jednak w świadomości społecznej nie logika się liczy, tylko wydźwięk emocjonalny. To powoduje, że również haseł wyborczych nie można fałszować.

Irenizm fałszywy

W czasie kampanii do Parlamentu Europejskiego w szczególny sposób epatowani jesteśmy sloganami o potrzebie zgody narodowej i jednomyślnego głosu na forum międzynarodowym. Teza ta jest słuszna, gdy chodzi o politykę zagraniczną realizowaną przez powołane do tego instytucje. Odnosi się jednak do wąskiej gamy tematów, które można zawrzeć w jednym zdaniu: „Każdy Polak nie może dopuścić się zdrady własnej ojczyzny poprzez realizację zamierzeń innych państw, mogących przynieść szkodę naszemu krajowi”. Teza ta nie przeczy możliwości gry dyplomatycznej, ale tylko wówczas, gdy dalekosiężny plan naszej dyplomacji ma duże szanse ziszczenia się. Żadne „może” nie wchodzi w rachubę. Natomiast wszystko inne podlega dyskusji i nie można mówić o mitycznej „zgodzie narodowej”. Tymczasem niektórzy polscy politycy pod płaszczykiem tego właśnie hasła starają się odbudować Front Jedności Narodowej albo przynajmniej jakąś namiastkę PRON-u. Szczególnie dobitnie taka postawa wynikła w czasie przesłuchania minister Anny Fotygi przed sejmową komisją w czasie debaty o jej rekomendowaniu na stanowisko ambasadora przy ONZ. Część posłów zdziwiła się, że kandydat na placówkę dyplomatyczną może mieć własne poglądy polityczne. Pomijam tutaj fałszywość przekazu medialnego całej sprawy, a zainteresowanych odsyłam na sejmowe strony internetowe, gdzie można znaleźć stenogram całego posiedzenia. Lektura dobitnie pokazuje, jak kłamliwy obraz został przekazany przez dziennikarzy (nie wiem, czy z lenistwa, czy też ze świadomego fałszowania). Zgoda narodowa nie oznacza jednolitości poglądów. Polskie działania na rzecz niepodległości po I wojnie światowej nie oznaczały zmian poglądów przez Piłsudskiego, Paderewskiego czy Dmowskiego. Każdy z  nich pozostał przy swoich przekonaniach, a jednak niepodległość stała się faktem. To właśnie różnorodność polskich postaw zapewniła nam możliwość jej odzyskania. Przenosząc to na forum Parlamentu Europejskiego, można powiedzieć, że lepiej jeśli Polacy będą w różnych frakcjach niż w jednej (nawet największej). Mityczny irenizm jest fałszem nie tylko więc, gdy chodzi o realizowane cele, ale również w działaniu na forum międzynarodowym.

Przeforsować ekipę

Marzenia o jednej reprezentacji w europarlamencie to mrzonki o totalnej wygranej, zapewniającej nie tyle władanie na forum Unii Europejskiej (gdyż to jest z definicji niemożliwe, co potwierdzają zapisy o głosowaniach), ile raczej chęć wygrania wewnętrznej krajowej rozgrywki. Tylko co my na tym zyskamy? Wydaje się, że poza kolejnymi igrzyskami raczej niewiele. Dlatego w czasie nadchodzącej elekcji należy dokładnie przyjrzeć się nie hasłom, ale konkretnym pomysłom, z jakimi idą do wyborów poszczególne komitety. Na co będą zwracać uwagę, jakimi sprawami się zajmą (w tym kontekście warto też zastanowić się, czym się do tej pory zajmowały), z kim będą podejmować inicjatywy (ciekawa będzie współpraca w ramach EPP np. PO z CDU, w której władzach zasiada Erika Steinbach). To pokaże nie tyle mityczną jedność, ile cele, które stanowią esencję działania.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *