Sercanki ze Skórca opiekują się także miejscową orkiestrą dętą, założoną przed wielu laty przez marianina br. Adolfa. – W jej prowadzenie od około 30 lat angażują się nasze siostry organistki. Orkiestra uświetnia parafialne uroczystości, nierzadko jest też zapraszana na Msze ślubne. Grają w niej nie tylko nasi parafianie, ale także osoby spoza Skórca. Ostatnio do tej ekipy dołączyło kilka młodych osób – zaznacza s. A. Piaścik.
Od pięciu lat sercanki współpracują z miejscowym zakładem pogrzebowym, prowadząc modlitewne czuwanie przy zmarłych. – Osoby pogrążone w żałobie i smutku zazwyczaj nie są w stanie podjąć się takiego zadania, często nie mają kogoś, kogo można poprosić o poprowadzenie modlitwy. Po raz pierwszy poszłyśmy na czuwanie przy zmarłym 8 grudnia, a więc w dniu, kiedy obchodzimy rocznicę założenia naszego zgromadzenia. Dla nas był to wyraźny znak z nieba. Pamiętam pogrzeb pewnej starszej pani. Po czuwaniu podeszła do mnie jej synowa i powiedziała: „Moja teściowa uczestniczyła w pogrzebie, podczas którego prowadziłyście modlitwę. Po powrocie zapowiedziała: Pamiętaj, jak umrę, to siostry mają się modlić tak samo i za mnie!”. Zmarłych i ich rodziny omadlamy także w naszym domu. Poprzez taką posługę dajemy świadectwo, że chcemy być z ludźmi w różnych momentach ich życia – zaznacza siostra.
Czujemy życzliwość
S. Anita Piaścik jest pielęgniarką. Od 1995 r. pracowała w siedleckim szpitalu. Gdy została przełożoną, złożyła rezygnację, ale kiedy zaczęła się pandemia, poproszono ją, by wróciła na dawne stanowisko. Od kwietnia pracuje na oddziale covidowym. – Czujemy życzliwość ludzi. Doceniana jest nie tylko nasza działalność na zewnątrz, ale też modlitwa. Kiedy w październiku byłyśmy na kwarantannie, otrzymałyśmy wiele telefonów i wiadomości z propozycją pomocy. Taka reakcja bardzo cieszy – podsumowuje s. Anita.
Przenieśmy się do Łukowa, gdzie od 1935 r. posługują siostry nazaretanki. Mają tu dwa domy, w których mieszka łącznie 29 sióstr. – Początkowo nazaretanki objęły opieką osieroconych chłopców i pełniły tę misję do 1955 r. Potem ówczesne władze oświatowe ograniczyły nasze działanie wyłącznie do pracy z dziećmi upośledzonymi umysłowo. Prowadziłyśmy ją ofiarnie i z czasem bardzo kompetentnie, w trudnych warunkach lokalowych. W 1982 r. część sióstr i chłopców przeprowadziła się do nowego budynku przy ul. Broniewskiego 34, gdzie zakład działa do dziś – opowiada s. Ruth Kawa.
Dać Boga
– W zakładzie siostry zamieszkują we wspólnym domu razem z niepełnosprawnymi intelektualnie chłopcami i wraz ze świeckim personelem tworzą wspólnotę opieki i troski także o życie duchowe swoich podopiecznych. „Chłopcy” mają od trzech do 30 lat, ale bywa, że pozostają tu dłużej. Lgną do sióstr i chętnie modlą się razem z nimi. W kaplicy co niedzielę wielu z nich, w zależności od stopnia upośledzenia, uczestniczy z entuzjazmem i prostotą w Mszy św. Codziennie w południe odmawiają różaniec z siostrami lub świeckimi opiekunkami, a o 15.00 Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Bezradni intelektualnie, głodni bliskiego kontaktu i uczuć, duchowo zadziwiają swoją wiarą oraz prostotą i głębią relacji z Bogiem – opisuje s. Ruth.
Potem wspomina o nazaretańskim przedszkolu, które powstało w 1985 r. w domu przy ul. 11 Listopada. Było ono pierwszym prywatnym i katolickim przedszkolem w Łukowie. – Wierzący rodzice powierzają opiece nazaretanek często kolejne już swoje dziecko w przekonaniu, że zasady i klimat nazaretańskiego przedszkola gwarantują spójność wychowania, opornego wobec wątpliwej jakości mód i ideologicznej propagandy – podkreśla s. R. Kawa.
Dodaje, że sercem klasztoru jest spora kaplica dostępna dla osób świeckich. – Modli się z nami wielu sąsiadów. Lokalna grupa Stowarzyszenia Najświętszej Rodziny (rodzice i dzieci) ma comiesięczne spotkania modlitewno-formacyjne. Formacji służą też tzw. randki małżeńskie. S. Nikola działa w oazie przy parafii i zaprasza do Duszpasterstwa Młodzieży Nazaretańskiej (DMN) – wylicza s. Ruth.
Wszystko omodlone
Nasza rozmówczyni z Łukowa dodaje, że rodzinie służy także dom nazaretanek w Wytycznie (k. Włodawy). Siostry prowadzą tam dom wypoczynkowo-rekolekcyjny. – To miejsce ściąga grupy formacyjne, neokatechumenalne i rodziny, których dzieci mogą bezpiecznie i atrakcyjnie spędzać czas na ogrodzonej leśnej posesji. Pracy wychowawczej i opiekuńczej w każdym z domów towarzyszy modlitwa sióstr, szczególnie chorych i starszych. S. Teofila, nestorka łukowskiego klasztoru (ma 99 lat) do dziś otrzymuje listy i życzenia z Ostrzeszowa od swoich „przedszkolaków” z lat powojennych. Jak widać, sprawdzają się słowa śpiewane przed laty przez nazaretanki, że „Co poczęte z miłości, nie ginie…” – podsumowuje s. Ruth.
W Łukowie posługują także szarytki, czyli Siostry Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo. Przy ul. Stodolnej działają od 140 lat. Obecnie prowadzą przedszkole i specjalny ośrodek wychowawczy. – W przedszkolu mamy 30 dzieci. Dysponujemy dużymi salami, boiskiem i ogrodem, mamy własną salę do integracji sensorycznej. Nasz personel (siostry i osoby świeckie) jest dobrze przygotowany do pracy z dziećmi posiadającymi różne dysfunkcje. Współpracujemy nie tylko z podopiecznymi, ale także ich rodzinami – zaznacza s. Barbara Marczewska SM, dyrektor przedszkola i ośrodka wychowawczego.
Wobec nędzy
S. Barbara wspomina, że dawniej szarytki mogły chodzić po domach: odwiedzały chorych, oferowały opiekę pielęgniarską, udzielały niezbędnej pomocy… – Niestety, odebrano nam takie możliwości i to nie tylko poprzez obostrzenia związane z pandemią. Ludzie ciągle potrzebują pomocy, chcą, żeby ktoś z nimi zwyczajnie pobył, porozmawiał, pomógł wypełnić pustkę, którą przeżywają. Przychodzą do nas np. bezdomni, prosząc o kanapki i coś gorącego. Ostatnio późnym wieczorem trafiła do nas także kobieta z dzieckiem, którą partner-alkoholik wyrzucił na trzaskający mróz. Ktoś ją do nas przywiózł. W okolicy nie ma placówki dla osób pokrzywdzonych przemocą ani domu samotnej matki. Gdzie iść? Do sióstr! Szybko zorganizowałyśmy niezbędną pomoc. Potrzeby i pole do działania są wielkie, ale nasze szeregi coraz mniejsze. Czekamy na młode dziewczyny z sercami i oczami otwartymi na ludzką nędzę – apeluje s. Barbara.
Wielka rodzina
S. Agnieszka Chełchowska, również szarytka, prowadzi scholę rodzinną przy łukowskiej parafii Przemienienia Pańskiego. – Najmłodszy śpiewak ma cztery latka, najstarszy przekroczył 50. Śpiewamy na wszystkich parafialnych uroczystościach. Ta różnorodność wiekowa ma sens! Młodzi obserwują starszych i dostrzegają, że nasze wspólne spędzanie czasu i śpiewanie są bardzo wartościowe. Tworzą się niesamowite relacje! Od kilku lat angażuję się też w Szlachetną Paczkę. Każdego roku udaje się pomóc konkretnym rodzinom – opowiada s. Agnieszka. Nasza rozmówczyni jest też wychowawczynią i kierownikiem pedagogicznym w przedszkolu. – Pracujemy nie tylko z dziećmi, ale też z rodzicami. Dużo ze sobą rozmawiamy. Kiedy pojawiają się problemy, omawiam je z obojgiem rodziców. W przedszkolu mamy zespół specjalistów. Zależy nam na rozwoju intelektualnym, psychologicznym i duchowym naszych podopiecznych – zaznacza s. Agnieszka. Z radością opowiada o tym, jak raz do roku wspólnie z rodzicami przygotowują dla dzieci bajkę albo jasełka. – Takie inicjatywy bardzo nas integrują i zbliżają. Rodzice naszych dzieci są nie tylko otwarci i chętni do współpracy, ale też wrażliwi na potrzeby innych. Znają się między sobą i jeśli ktoś wymaga wsparcia, szybko potrafią je zorganizować. Reagują, gdy np. ktoś zachoruje, albo potrzebuje pomocy w przeprowadzce. Nie zrywają z nami kontaktu nawet wtedy, gdy ich dziecko idzie do szkoły. Przesyłają zdjęcia swoich pociech i świadectw z paskiem. Wiem, że zawsze mogę na nich liczyć – puentuje s. Agnieszka.
To tylko mały fragment wielkiego dobra, jakie czynią siostry. Jak dobrze, że są wśród nas!