Duszpasterstwo niesakramentalnych


Związki niesakramentalne przybierają różną postać. Najogólniej rzecz ujmując, mianem tym określamy katolików, mężczyznę i kobietę, żyjących ze sobą jak małżeństwo, niezwiązanych węzłem sakramentalnym. – Na złożoność przyczyn stojących u źródeł związku niesakramentalnego zwrócił uwagę Jan Paweł II w adhortacji Familiaris consortio. Czytamy w niej: „Zachodzi bowiem różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo. Są wreszcie i tacy, którzy zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci, często w sumieniu subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, zniszczone w sposób nieodwracalny, nigdy nie było ważne” – przywołuje treść dokumentu ks. dr J. Sereda, dodając, że niesakramentalnych najczęściej spotyka tylko wtedy, gdy chodzi po kolędzie. – Zorganizowaliśmy dla nich rekolekcje w Siedlanowie, ale przyjechały zaledwie dwie pary. Mam wrażenie, że ci ludzie często wstydzą się prosić Kościół o cokolwiek, bo mają świadomość, iż pobłądzili. Podczas wizyty duszpasterskiej często widzę w ich oczach łzy, zwłaszcza, kiedy wspominają, jak bardzo brakuje im Komunii św. Oczywiście, spotykam się także z postawami pełnymi pretensji do Kościoła, księży – dodaje. W większości wypadków osoby te jednak zachowują wiarę, mimo iż często czują się katolikami drugiej kategorii czy wręcz wyłączonymi poza nawias Kościoła.

Skomplikowana materia

Stereotypowe myślenie sprawia, że wszystkie niesakramentalne związki wrzucamy do jednego worka. Tymczasem ludzkie losy są bardzo skomplikowane. Dlatego różne motywy powodują, iż mimo zobowiązania do wierności, wypływającego z przysięgi małżeńskiej złożonej przed ołtarzem, osoby rozwiedzione w sposób cywilny decydują się na ponowną próbę małżeństwa.

Maria praktycznie z dnia na dzień została sama z trójką małych dzieci. To był początek lat 90. Mieszkańcy jej wsi zaczęli masowo wyjeżdżać do pracy w Belgii. Wraz z nimi mąż Marii. Po pół roku otrzymała wiadomość, że nie wróci, bo poznał kogoś. W wychowaniu trzech chłopców pomagali dziadkowie, wujkowie, ciocie, ale nie zmieniało to faktu, że dzieci nie miały ojca. Zaczęły się problemy. Chłopcy potrzebowali wzorca mężczyzny. Wreszcie w życiu Marii pojawił się ktoś, kto powiedział: „chcę być twoim mężem, ojcem dla twoich synów”. Maria długo się opierała. Jednak kiedy zobaczyła, jak chłopcy lgną do Piotra, jak są złaknieni jego uwagi, poddała się. Zrozumiała, że dla dzieci będzie lepiej, gdy stanie przy nich mężczyzna – ojciec. Maria związała się z Piotrem. Nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla dzieci.

Dorotę z kolei maltretował mąż despota. Przez lata znosiła upokorzenia, wyzwiska, plucie w twarz, kopniaki. Dzieci same poprosiły matkę, by poszukała innego mieszkania. Jednak Dorota nie miała dokąd pójść. Poza tym lata życia w ciągłym strachu sprawiły, iż nie potrafiła podjąć samodzielnej decyzji. Kiedy spotkała Darka, szybko zrodziła się między nimi przyjaźń, potem miłość. Dotarło do niej, że mężczyzna może być dla kobiety najlepszym przyjacielem, oparciem. Jednak kiedy Darek zaproponował, by wniosła o rozwód i zamieszkali razem, przestraszyła się. W dodatku rodzice podkreślali, że w małżeństwie trzeba wytrwać za wszelką cenę. Przeważyła opinia dzieci, które, bojąc się ojca, chciały zamieszkać z dala od niego. Wreszcie Dorota spakowała najpotrzebniejsze rzeczy swoje oraz dzieci i zamieszkała z Darkiem, który z radością wszedł w rolę taty, stając się dla nich autorytetem i wzorem.

Iwonę zdradził mąż. Wyprowadził się do innej kobiety po pięciu latach małżeństwa. Były próby pojednania i przebaczenia. Na próżno. Piotr złożył w sądzie pozew o rozwód cywilny. Kiedy opowiedziała swoją historię znajomemu księdzu, zapytał, czy czuje się winna. – Odpowiedziałam, że oczywiście, bo nigdy nie jest tak, że małżeństwo rozpada się wyłącznie z powodu jednej osoby – opowiada Iwona. – Wtedy usłyszałam, że nie wolno mi mieć poczucia winy. Te słowa bardzo podniosły mnie na duchu. Poczułam, że mimo wszystko Kościół mnie wspiera. Ale jestem młoda, chciałabym mieć w przyszłości rodzinę, dzieci. Nie potrafię pogodzić się z sugestią niektórych ludzi, że Bóg przygotował mi drogę samotności. Wierzę w miłość i chcę ją kiedyś komuś ofiarować. Czy Kościół będzie mnie wspierał, jeśli znowu się zakocham? – pyta.

We wspomnianej adhortacji Familiaris consortio Jan Paweł II uczulał duszpasterzy, że „dla miłości prawdy” mają „obowiązek właściwego rozeznania sytuacji”. Czasami bowiem zbyt łatwo ferujemy wyroki, mówiąc np. „żyją grzechu”. Oczywiście bywa, że ktoś po prostu zostawia rodzinę i odchodzi do kogoś młodszego albo bogatszego. – Jednak wszystkie przypadki powinno się rozpatrywać indywidualnie, to zbyt skomplikowana materia, by pozwolić sobie na uproszczenia – twierdzi ks. J. Sereda.

Nie potępiać, lecz wspierać

Jaki jest status kościelny osób żyjących w związkach niesakramentalnych? W Kodeksie prawa kanonicznego czytamy, że o przynależności do Kościoła katolickiego decydują potrójne więzy: wyznawania tej samej wiary, sakramentów i uznania zwierzchności duchowej pasterzy Kościoła. Zwykle osoby rozwiedzione, żyjące w innych związkach, tych więzi nie zrywają ani ich nie negują. – Jednak zgodnie z naszą wiarą małżeństwo jest nierozerwalne, trwa aż do śmierci – nawet w przypadku cywilnego rozwodu. Dlatego Kościół nie może przymykać oczu na grzech. I choć status osób żyjących w związkach niesakramentalnych jest inny niż małżeństw sakramentalnych, nie znaczy to, że zasługują oni na potępienie czy odrzucenie – zapewnia duszpasterz rodzin diecezji siedleckiej.

Potwierdza to treść przywoływanej adhortacji papieskiej, w której Jan Paweł II napisał: „Kościół […] ustanowiony dla doprowadzenia wszystkich ludzi, a zwłaszcza ochrzczonych, do zbawienia, nie może pozostawić swemu losowi tych, którzy – już połączeni sakramentalną więzią małżeńską – próbowali zawrzeć nowe małżeństwo. Będzie też niestrudzenie podejmował wysiłki, by oddać im do dyspozycji posiadane przez siebie środki zbawienia”. Dlatego też Papież Polak zwrócił się z wyraźnym i przełomowym apelem: „Wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą – owszem, jako ochrzczeni powinni – uczestniczyć w jego życiu”. Papież apelował również, by zachęcać ich „do słuchania słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę św., do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych”.

– Ważne jest, aby pary niesakramentalne nie były izolowane od wspólnoty parafialnej i kościelnej. Duszpasterze powinni zachęcać ich do udziału w życiu parafii – tłumaczy ks. Sereda, podkreślając, że Kościół nigdy nie odwracał się od tych, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej, żyjąc w związku niesakramentalnym, a tym samym wykluczając siebie z uczestnictwa w sakramentach świętych. – Kościół czuje się odpowiedzialny za wszystkich ochrzczonych, a może szczególnie za tych, którzy najbardziej potrzebują miłosierdzia Bożego. Osoby żyjące w takich związkach nie powinny uważać się za wiernych drugiej kategorii. Na mocy chrztu i bierzmowania są nadal członkami wspólnoty Chrystusowej, jaką jest Kościół i, pozostając w wierze, której się nie wyparli, są na drodze zbawienia – zaznacza duszpasterz.

Zbłądziłeś? Możesz wrócić

Ktoś kiedyś pięknie napisał, że Familiaris consortio to poemat o nadziei. Nie pozostawia człowieka doświadczeniu opuszczenia i tragedii życiowej. Mówi: choć pobłądziłeś, jesteś ważny dla Chrystusa i Kościoła. W adhortacji tej papież wymienia warunki, po których spełnieniu można powrócić do życia sakramentalnego. Są to: rozejście się albo podjęcie życia jak brat z siostrą, czyli powstrzymywanie się „od aktów, które przysługują jedynie małżonkom”.

Autor kilkunastu książek z dziedziny przygotowania do życia w rodzinie, psycholog ks. dr Marek Dziewiecki uważa jednak, że tzw. białe małżeństwo to wystawianie się na pokusę i na próbę nie do udźwignięcia. – Jeśli bowiem druga strona okaże się mało wrażliwa moralnie, to dojdzie do cudzołóstwa i życia w grzechu ciężkim. Jeśli zaś obie strony będą kierować się sumieniem, to wspólne mieszkanie stanie się dla nich źródłem rosnącego stresu i ciągłego niepokoju o to, czy dana forma bliskości nie jest już czasem bliskością i czułością, do jakiej tylko małżonkowie mają moralne prawo – wyjaśnia. – Ponadto jednym z warunków ważności małżeństwa jest pragnienie potomstwa, czyli także chęć współżycia seksualnego. Jest to specyficzna forma potwierdzania wzajemnej miłości małżonków także w późniejszym wieku. Właśnie tym różni się małżeństwo od zwykłej przyjaźni. Białe małżeństwo to nie życie w czystości, lecz rezygnacja ze specyficznego dla małżeństwa wyrażania miłości. Co innego sytuacja, w której np. ktoś został opuszczony i nawiązał przyjaźń z inną osobą. Wtedy powstrzymywanie się od współżycia to rzeczywiście warunek życia w czystości – tłumaczy kapłan.

Nie zapominać o porzuconych

Osoby żyjące w związkach niesakramentalnych często szukają wsparcia w specjalnych duszpasterstwach, które z myślą o takich parach powstają w wielu miastach. – Tymczasem osoby, które zostały porzucone i pozostają w samotności, gdyż chcą żyć w samotności, takiej pomocy nie mają – zauważa ks. dr M. Dziewiecki. – Jedna z porzuconych kobiet opowiadała mi o tym, że jej małżonek związał się z kochanką, a mimo to jest animatorem w duszpasterstwie osób rozwiedzionych, które zawarły ponowne związki. Ów mężczyzna głosi konferencje rekolekcyjne w różnych parafiach w Polsce i jest traktowany jako moralny autorytet. Tymczasem dla porzuconej przez niego żony, która zachowuje wierność przysiędze małżeńskiej, żadna parafia nie oferuje specjalistycznej pomocy duszpasterskiej. To jest poważne zaniedbanie i wpisywanie się w „poprawną” politycznie w niektórych środowiskach większą troskę o katów niż o ich ofiary – stwierdza kapłan.

Podsumowaniem niech będą słowa Jana Pawła II, że „człowiek jest drogą Kościoła”, nie człowiek abstrakcyjny, lecz będący dzieckiem swojego czasu, żyjący w takich, a nie innych uwarunkowaniach społeczno-kulturowych. Zatem tam, gdzie jest człowiek, tam też powinien dotrzeć Kościół z orędziem zbawienia.


ROZMOWA  

Wciąż są w Kościele

Ks. Jan Pałyga, pallotyn, dziennikarz, misjonarz, egzorcysta

Jest Ksiądz założycielem i duszpasterzem Wspólnoty Trudnych Małżeństw Sychar. Pomaga Ksiądz m.in. ludziom żyjącym w związkach niesakramentalnych. Czego oczekują oni od Księdza?

Jedni szukają pomocy, by utrzymać związek, który się rozpada. Drudzy, rozwiedzeni, chcą dowiedzieć się, w jaki sposób mogą być blisko Boga, bo mimo wszystko są ludźmi wierzącymi. Większość nurtuje pytanie: jak mam odnaleźć się wobec Boga, biorąc pod uwagę moją skomplikowaną sytuację rodzinną? Czy już nic nie mogę, czy może jednak wolno mi w Kościele jeszcze coś…

I co Ksiądz im mówi?

W przypadku małżeństw rozwiedzionych są dwie możliwości. Pierwsza to życie samotne, zgodnie z nauką Jezusa Chrystusa. Druga oznacza rezygnację z intymności małżeńskiej. Dzięki temu mogą przystępować do spowiedzi i Komunii św., ale – by nie wywoływać zgorszenia – nie w swojej parafii.

Ale czy nie jest to w pewnym sensie wykluczenie ze wspólnoty? Jezus jadł z celnikami i cudzołożnicami, nie troszcząc się o to, co ludzie powiedzą.

Rzeczywiście, wyłączają się z liturgii sprawowanej we wspólnocie własnej parafii, ale przecież pozostają w wielkiej wspólnocie Kościoła. Dziś świat jest globalną wioską i poniekąd wszędzie jesteśmy „u siebie”. Problem niebezpieczeństwa zgorszenia nie dotyczy wielkich aglomeracji, ale przede wszystkim małych miasteczek i wsi.

Co niesakramentalnym wolno w Kościele?

Bardzo dużo, bo są nadal katolikami. Powinni pamiętać o obowiązkach, z których nikt ich nie zwolnił: o codziennej modlitwie, uczestnictwie co niedzielę w Eucharystii czy chrześcijańskim wychowaniu dzieci.

To obowiązki, a prawa?

Dysponują wszystkimi prawami, za wyjątkiem tych sytuacji, na które się zamknęli, wchodząc w powtórny związek. Sakramentalne małżeństwo nakłada na związane nim osoby obowiązek wierności. Zatem wszystko, co wierności przeczy, uniemożliwia spotkanie z Chrystusem w Komunii św. Zastrzegam: w Komunii, ale nie w Eucharystii.

Osoby żyjące w związkach sakramentalnych często czują się wykluczeni z Kościoła. Słusznie?

Absolutnie nie, te osoby wciąż należą do Kościoła. Są w nim od momentu chrztu i będą do końca życia. Chrystus z nich nigdy nie zrezygnował. Jednak rzeczywiście niesakramentalni często mają pretensję do Boga, że ustanowił takie prawo, i do Kościoła, bo je egzekwuje. Jednak – trzeba powiedzieć to z całą mocą – to oni naruszyli prawo, dokonali złego wyboru. Żyją z innym partnerem. Teraz muszą ponosić konsekwencje.

Jedną z nich jest zakaz przyjmowania Komunii św. Nie mogą do niej przystąpić, bo podczas spowiedzi nie mają szans na rozgrzeszenie?

Nie mają oni możliwości otrzymania sakramentalnego rozgrzeszenia, bo jednym z pięciu warunków charakteryzujących dobrą spowiedź jest mocne postanowienie poprawy. Polega ono również na unikaniu okazji do powtórzenia grzechu. Dlatego wspólne zamieszkanie i korzystanie z praw małżeńskich w związku niesakramentalnym zamyka, niestety, drogę do sakramentu pokuty. Jednak spowiedź, rozumiana jako okazja do lepszego rozeznania własnego sumienia, rozmowa z kapłanem w konfesjonale, jest w ich przypadku możliwa, wręcz potrzebna. Chrześcijanin powinien mieć świadomość, gdzie jest, w jakim kierunku podąża i co go dziś dzieli od Boga.

Czy są sytuacje wyjątkowe, kiedy jednak rozwiedzeni mogą przystąpić do sakramentów?

Zdarzają się sytuacje graniczne, np. przed poważną operacją, która może skończyć się śmiercią, czy zagrażający życiu stan psychiczny. Wówczas, jeśli spowiednik uzna, że kondycja moralna danej osoby na to pozwala, może dopuścić ją jednorazowo do spowiedzi i Komunii św. Dyskusyjna jest też sprawa Pierwszej Komunii św. dziecka. Zarówno rodzice, jak i dzieci chcieliby razem uczestniczyć w tym ważnym wydarzeniu. Niekiedy, na odpowiedzialność spowiednika i pod pewnymi warunkami, rodzice mogą wyspowiadać się i przyjąć Komunię św. Jednak, tak jak wspominałem, nie mogą tego zrobić w kościele, gdzie ich wszyscy znają, by nie być przyczyną zgorszenia osób, które wiedzą o ich sytuacji małżeńskiej. Podobnie rzecz wygląda, gdy chodzi np. o ślub dziecka, śmierć rodziców itp. W tej sprawie zdania wśród duszpasterzy są podzielone. Myślę, że trzeba przyjrzeć się postawie Chrystusa wobec analogicznych sytuacji.

Czy należy bez przeszkód chrzcić dzieci urodzone w związkach niesakramentalnych?

Chrzest wiąże się z decyzją rodziców o tym, jak chcą wychować swe dziecko. Rodzice w związkach niesakramentalnych muszą szczególnie starannie zadbać o wybór chrzestnych, którzy będą w stanie dać dziecku przekonujące świadectwo życia chrześcijańskiego, jakiemu w pewnym sensie przeczy związek rodziców dziecka. Konieczna jest im także specjalna troska i opieka duszpasterska, dlatego taki chrzest powinien się odbyć w parafii zamieszkania.

Niektórzy duszpasterze zalecają też, by rozwodnicy, którzy zawarli drugie małżeństwo, mieli stałego kierownika duchowego.

To rodzaj pocieszenia, pomocy w drodze do Boga i rodzaj katarsis, spowiedź zakończona błogosławieństwem, bez rozgrzeszenia. Ona daje pewną ulgę, poczucie własnej grzeszności i stanięcia w prawdzie przed Bogiem. Jeszcze nie wszyscy księża rozumieją, jak jest to ważne, ale z perspektywy lat widać, że stosunek kapłanów i Kościoła do osób żyjących w związkach niesakramentalnych zmienia się na lepsze. Trzeba pamiętać, że ludzie ochrzczeni w Kościele mają prawo zasięgnąć porady w konfesjonale i takiej pomocy ksiądz nie może im odmówić. Radzę jednak, by osoby, które o to proszą, zaraz na początku powiedziały, iż wiedzą, że nie mogą otrzymać rozgrzeszenia

Dziękuję za rozmowę.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *