Ze względu na silną złotówkę opłaca się importować zboże z innych krajów. Do Polski dociera coraz więcej ziarna z zachodniej i południowej Europy. Kto został z pszenicą z poprzednich zbiorów, ma marne szanse na jej sprzedanie, głównie przez ceny. Przetwórcy nie zamierzają płacić tyle, ile żądają rolnicy. Wolą tańszy o 100 zł węgierski towar, już z nowych zbiorów. Z dowozem do centralnej Polski to koszt 620 zł. Dużo chętnych jest również na węgierską kukurydzę. Importowane ziarno jest o 20-30zł tańsze od krajowego, jest też łatwiej dostępne.
Ceny skupu z tygodnia na tydzień spadają, jednak i tak są wyższe niż przed rokiem. Czy to zrekompensuje podwyższające się koszty produkcji? Rolnicy uważają, że nie. – Rosnące ceny w sklepach na pewno nie przekładają się na dochody rolników – wyjaśnia Robert Gmitruczuk z Białej Podlaskiej, członek Rady Krajowej NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”. – Wysoka cena paliw bardzo podnosi koszty zbioru, bo rosną też ceny usług żniwnych. W obecnej sytuacji zmniejszają się dochody rolników. Duży wpływ na to ma również niska cena euro, gdyż zmniejszyły się kwoty dopłat unijnych. Niestety wciąż rosną ceny energii i środków produkcji. Cena fosforoamonu, jednego z lepszych nawozów, w ciągu ostatniego roku wzrosła o ponad 100%. W ubiegłym roku tona kosztowała do 1500 zł, teraz cena oscyluje w granicach 3 tys. zł. Dlatego opłacalności w rolnictwie praktycznie już nie ma. W dużej części rolnicy są zmuszani do ograniczenia nakładów. Jeżeli ktoś prowadzi działalność tylko rolniczą, nie ma z czego dołożyć. Podobnie jest z bezpieczeństwem: aby bezpiecznie pracować, też trzeba mieć pieniądze. Bo utrzymanie maszyn w dobrym stanie kosztuje, a rolnikom po prostu brakuje na to środków.
Cena produktów mącznych i pieczywa wzrosła w ciągu ostatnich 2 miesięcy ponad 30%. Podobnie jest z cenami mięsa. Przy szybkim i znaczącym wzroście środków produkcji, zdaniem rolników, obecne ceny skupu są niezadowalające. – Część podwyżek można zrekompensować przez wzrost cen, chociaż nie do końca, bo konkurencja jest duża – mówi Krzysztof Borkowski, właściciel Zakładu Mięsnego „Mościbrody”. – Po naszym przystąpieniu do Unii Europejskiej Zachód zachłysnął się polskimi produktami. Ale dzisiaj Polska jest jednym z większych importerów produktów spożywczych. Po prostu przegraliśmy z Unią. Dlatego trudno jest podnieść cenę, bo oprócz konkurencji w Polsce mamy jeszcze tę zewnętrzną – unijną. Polska jest dużym importerem wieprzowiny. Mięso z Zachodu jest zdecydowanie tańsze niż to wyprodukowane w Polsce. Wszystko przez obecny kurs walut i duże sieci handlowe, które „wyciskają” rodzimych producentów – dodaje.
Nakład na produkcję zboża nadal jest u nas niższy niż na Zachodzie, a mimo to zboże sprowadzane z zagranicy jest tańsze. Rozwiązaniem ma być rolnictwo ekologiczne: droższe, ale lepsze i bardziej prestiżowe. Jednak tu kryje się kilka problemów. – Produkujemy zdrowo, to prawda – przyznaje R. Gmitruczuk. – Wielkość stosowanych nawozów i oprysków jest u nas znacząco niższa. Jednak nie możemy ograniczyć się tylko do rolnictwa ekologicznego na terenie Polski. Takie rozwiązanie nie jest dobre dla kraju, bo uzależni nas od zagranicznych producentów – uważa Gmitruczuk.
Owocowo – nieróżowo
Ceny owoców w sklepach przyprawiają o zawrót głowy. – Stać mnie tylko na banany i brzoskwinie, które przecież są do Polski sprowadzane z zagranicy – zwierza się w warzywniaku starsza pani. – Jak to jest możliwe, że nasze krajowe owoce są droższe od tych z Włoch czy nawet Afryki? – dodaje zdziwiona i kupuje kilogram brzoskwiń za 2,50 zł zamiast kilograma jabłek za 4 zł.
Rozczarowanie klientów taką sytuacją podzielają sadownicy. – Tegoroczna cena skupu wiśni jest tragiczna, bo spadła poniżej 80 gr i wynosi 65-70 gr – mówi Stanisław Daniłoś, prezes oddziału Wisznice Związku Sadowników Rzeczpospolitej Polskiej. – Producenci strajkują i nie oddają towaru. U nas jest o tyle lepiej, że sprzedaliśmy wiśnię trochę wcześniej, a ci, którzy zostali, na razie też się wstrzymują, bo cena jest karygodna.
Wszyscy zgodnie przyznają, że w tej chwili sadownictwo nie jest opłacalne. – Teraz mamy problemy z wiśnią, za chwilę to samo będzie z jabłkami – dodaje S. Daniłoś. – Środki do produkcji zdrożały, ceny nawozu nawet 100-200%, środki ochrony również o kilkanaście procent, podobnie koszty pracowników. Do tego dochodzi zmowa firm, które dyktują bardzo niskie ceny skupu. To wszystko się skumulowało i spowodowało, że sezon nie jest udany.
Sadownicy uważają, że jest za mało grup producenckich, które mogłyby mieć większą siłę przebicia w negocjacjach z zakładami. – Potrzebne są większe kontrole zakładów poprzez instytucje agencyjne lub ministerialne – uważa S. Daniłoś. – Oni również korzystają ze środków Unijnych i w umowach mają zapis, że musza podpisywać umowy z rolnikami, ale go nie przestrzegają. W takich umowach powinny być również zawarte ceny gwarantowane, albo chociaż minimalne, które zapewniałyby nam opłacalność. Takie zapisy cen minimalnych mają np. hodowcy pomidorów czy papryki i to jest dobre rozwiązanie – dodaje.
Każdy sądzie, że cena jabłek w sklepie czy na straganie to wina sadowników. Okazuje się, że wcale tak nie jest. – W tej chwili rolnik, który sprzedaje jabłko w Broniszach czy na lokalnej giełdzie otrzymuje za kilogram 60-70 gr – wylicza S. Daniłoś. – Po przewiezieniu go do sklepu kosztuje już 3-4 zł. To paranoja – kwituje krótko. By zmienić ten stan rzeczy, sporo grup z rejonu Grójca stara się na własną rękę dostarczać towar do sklepów. Wówczas cena jest zdecydowanie mniejsza. – Cały problem to zlikwidowanie pośredników – przyznają sadownicy. Dlatego Związek Sadowników buduje bazę logistyczną, gdzie będzie można przechowywać 4 tys. t jabłek. Dzięki temu wydłuży się czas sprzedaży i sadownicy nie będą pozbywać się całego zapasu na jesieni, gdy cena jest nieopłacalna.
Drożej też w mieście
Nie tylko rolnicy i przetwórcy martwią się rosnącymi cenami. W miastach, oprócz szybko rosnących cen produktów spożywczych i przemysłowych, w górę idą również koszty życia. W Białej Podlaskiej w latach 2006-2008 woda i odprowadzanie ścieków zdrożały średnio o 6%. Energia elektryczna w grudniu 2007 r. kosztowała 45 gr. za KWh, a w czerwcu 2008 r. już 50 gr.
W Siedlcach zdrożała woda, ścieki i wywóz odpadów, a co za tym idzie – czynsze w blokach. Przez rosnące ceny paliw, zdrożały też bilety Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji. Bilet jednorazowy jest teraz droższy o 30 gr. Z danych wynika, że obecnie jest to najdroższe miasto województwa mazowieckiego. Ceny energii cieplnej, stosowane przez siedleckie Przedsiębiorstwo Energetyczne, od 1 stycznia 2008 r. wzrosły średnio o 8,5% w porównaniu do cen energii w 2007 r. Na pocieszenie mamy informację, że PEC nie planuje w 2008 r. dalszych podwyżek cen ciepła. Także siedleckie Towarzystwo Budownictwa Społecznego Spółka nie myśli o zwiększeniu stawek czynszu w tym roku.
Szansa czy zagrożenie?
Rozmowa z dr. Andrzejem Błaszczakiem z Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Siedlcach
Co dla Polaków oznacza mocny złoty?
Od dłuższego czasu obserwujemy umacnianie się naszej waluty wobec innych. Oznacza to, że za banknot 100 zł możemy kupić coraz więcej euro, dolarów, funtów brytyjskich itp. I odwrotnie – aby kupić pewną kwotę tych walut, wydajemy coraz mniej złotych.
Sytuacja ta przynosi Polakom zarówno korzyści, jak i niekorzyści. Tańsze stają się dobra importowane, przykładowo samochody, owoce cytrusowe czy wycieczki zagraniczne. Natomiast ciężkie życie mają eksporterzy. Za uzyskane wpływy eksportowe, np. 100 tys. euro, otrzymują po wymianie coraz mniej złotówek. Niekiedy eksport staje się wręcz nieopłacalny, więc firmy ograniczają produkcję i zwalniają pracowników. Korzyści odnoszą osoby spłacające kredyty zaciągnięte w obcych walutach (np. kredyty mieszkaniowe we frankach szwajcarskich, gdyż zmniejszają się raty kredytów wyrażone w złotych). Także państwu łatwiej jest uporać się ze spłatą zadłużenia zagranicznego. Ale na odwrót – mniej opłacalna staje się praca zagranicą, w Wielkiej Brytanii, Irlandii, a zwłaszcza USA, ze względu na rekordowo niskie notowania dolara.
Czy wzrost cen paliw przekłada się na wzrost pozostałych cen, czy to tylko dobry pretekst do podwyżek?
Paliwa (ropa naftowa, gaz ziemny) drożeją z powodu wzrostu ich cen na rynku światowym, choć umacniający się złoty hamuje ten wzrost (mniej trzeba wydać na kupno dolarów, za które nabywa się te paliwa). Rosnące ceny paliw przekładają się na wzrost pozostałych cen. Paliwa są surowcem do produkcji niektórych dóbr (np. tworzyw sztucznych) bądź wpływają na koszty transportu innych dóbr. Jest to jednakże na ogół wpływ kilkuprocentowy. Gdy obserwujemy silniejszy wzrost cen, to przeważnie drożejące paliwa są jedynie pretekstem do podwyżek.
Czy zawirowania na giełdach i światowych rynkach mają wpływ na oszczędności Polaków?
Osoby, które zaciągnęły kredyty złotowe według zmiennej stopy procentowej, muszą się liczyć z większymi obciążeniami przy ich spłacie, ze względu na podnoszenie stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej. W dogodniejszej sytuacji są ci, którzy zaciągnęli kredyty walutowe, gdyż ze względu na umacniającego się złotego maleją koszty kredytu. Jednak tendencja może się kiedyś odwrócić i złoty zacząć słabnąć. Ryzyko walutowe działa w obie strony.
Sporo osób ulokowało swoje oszczędności w funduszach inwestycyjnych, których opłacalność ostatnio znacznie zmalała. Jest to wpływ zawirowań na giełdach światowych i amerykańskim rynku kredytów hipotecznych. Jednakże trudno oczekiwać, aby Polskę ogarnął poważny kryzys finansowy. Na giełdach okresy ożywienia (hossa) przeplatają się z okresami stagnacji (bessa). Przejściowy spadek wartości jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych nie powinien być dramatyzowany. Ważna jest ich opłacalność w perspektywie kilku lat, a taką fundusze inwestycyjne z reguły zapewniają.
Rosną ceny usług i produktów, więc Polacy domagają się podwyżek. Czy grozi nam błędne koło?
Rosnące ceny (inflacja sięga już 4-5% rocznie) podnoszą koszty utrzymania i wywołują presję na wzrost płac. Grozi to wytworzeniem się błędnego koła, tzw. spirali cen i płac. Rosnące ceny prowadzą do podwyżek płac. Z kolei wyższe płace, jako jeden z elementów kosztów, zwiększają ceny dóbr.
Uzasadnione są podwyżki, które mają odzwierciedlenie we wzroście wydajności pracy. Natomiast szkodliwy dla gospodarki jest wzrost płac, wymuszony na władzy przez silne grupy nacisku, np. górników czy stoczniowców.
Dziękuję za rozmowę.