Wydarzenia, o których mowa, rozegrały się na przełomie 1983 i 1984 r. W wyniku zmian społeczno-politycznych w kraju i spontanicznych działań w okresie legalnej działalności NSZZ „Solidarności” uczniowie ZSR zawiesili krzyże we wszystkich pracowniach. Po stanie wojennym, trwającym od 13 grudnia 1981 r. do 22 lipca 1983 r., rozpoczęto stopniowe ich usuwanie. W końcu 1983 r. w ZSR krzyże pozostały jeszcze w kilku pracowniach. W grudniu 1983 r. dyrektor szkoły Ryszard Domański otrzymał polecenie od dyrektora Departamentu Oświaty i Wychowania w Siedlcach, który wcześniej wizytował szkołę, podjęcia działań zmierzających do zdjęcia pozostałych krzyży. Zdecydowanych posunięć w tym zakresie domagał się również Komitet Wojewódzki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Siedlcach. Na skutek rozmów dyrektora ZSR z kierownikami poszczególnych pracowni zdjęto 8 krzyży. Działania władz szkolnych spotkały się z protestem uczniów i samorządu szkolnego, którzy 19 grudnia 1983 r. wystosowali petycję do dyrektora szkoły, domagając się wyjaśnienia przyczyn zdjęcia krzyży i żądając ich ponownego zawieszenia. Tego samego dnia odbył się apel, podczas którego dyrektor ustosunkował się do petycji, podkreślając zasady świeckości instytucji państwowych, w tym oświatowych. Nie spotkał się ze zrozumieniem młodzieży, która po apelu na znak protestu nie rozeszła się do sal lekcyjnych, lecz zaintonowała pieśń „My chcemy Boga”. Dopiero po przemowie opiekuna samorządu szkolnego uczniowie rozeszli się do zajęć.
O chlebie i wodzie
Ponieważ władze nie reagowały na żądania uczniów, bp Jan Mazur wystąpił z pismem do wojewody siedleckiego, prosząc o zadośćuczynieniu życzeniom wierzącej młodzieży. W ciągu kolejnych dni wielokrotnie upominał się o spełnienie próśb uczniów. 23 lutego 1984 r. wystosował komunikat do wiernych, w którym informował o usuwaniu krzyży z zakładów pracy i szkół. Jednocześnie wezwał diecezjan, by zwrócili się z petycjami i podaniami do przewodniczącego Rady Państwa oraz do marszałka Sejmu PRL o pozostawienie krzyży tam, gdzie są, i o zawieszenie wszędzie tam, gdzie pracują lub uczą się wierzący obywatele. Biskup uczestniczył również osobiście w nabożeństwie w kościele parafialnym w Miętnem, które było jednocześnie spotkaniem katechetycznym dla uczniów i rodziców, w którym uczestniczyło około 1500 osób.
21 grudnia 1983 r. Służba Bezpieczeństwa Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Garwolinie wszczęła w sprawie Miętnego sprawę operacyjnego sprawdzenia o kryptonimie „Apel”, którą 20 stycznia 1984 r. przekwalifikowano na sprawę obiektową o tym samym kryptonimie (teczki te zostały zniszczone w garwolińskim RUSW w 1990 r.). Do sprawy zaangażowano 2 tajnych współpracowników. 31 grudnia 1983 r. wojewoda siedlecki spotkał się z ordynariuszem siedleckim. Bp Jan Mazur podtrzymał swoje wcześniejsze stanowisko w sprawie przywrócenia krzyży w ZSR. Mimo dalszych spotkań władz, nie podjęto żadnych konkretnych rozwiązań. 9 stycznia odbył się apel poranny w Zespole. Po kolejnym przemówieniu dyrektora na temat zasady świeckości szkoły uczniowie wyszli przed szkołę i odśpiewali „My chcemy Boga”. W tym czasie przedstawiciel oświaty rolniczej Urzędu Wojewódzkiego w Siedlcach przeprowadził rozmowy z nauczycielkami B. Szeląg i S. Makarą. 10 stycznia przewodnicząca samorządu szkolnego ZSR poinformowała opiekuna samorządu o rozpoczęciu protestu, polegającego na nieuczestniczeniu w zajęciach lekcyjnych, do czasu wyjaśnienia faktu zdjęcia krzyży. Ponowiła żądanie uczniów ponownego zawieszenia krzyży. W proteście wzięło udział około 500 uczniów.
Za swoją trzodą
Gdy dalsze rozmowy w sprawie konfliktu w Miętnem nie przynosiły rezultatów, bp Jan zdecydował, że wobec braku pozytywnych rezultatów jego dotychczasowych starań – dopóki młodzież będzie pozostawać w trudnościach – jego codziennym pożywieniem będzie chleb i woda. Symboliczną głodówkę przerwał dopiero w chwili, kiedy władze zgodziły się na ustępstwa. 4 i 5 kwietnia 1984 r. odbyły się kolejne spotkania wojewody z bp. J Mazurem, które doprowadziły do wypracowania wspólnych uzgodnień i do zażegnania konfliktu. Mimo że nie podpisano żadnego protokołu oraz nie podano dla mediów wspólnej informacji, ustalono następujące kwestie: rozpoczęcie zajęć w pełnym wymiarze, zawieszenie krzyża w pomieszczeniu bibliotecznym, wyciszenie nieprzychylnej postawy kleru.
Po przyjętych uzgodnieniach z dniem 9 kwietnia 1984 r. w ZSR wznowiono naukę. Bp Mazur domagał się, aby nikt z młodzieży nie był represjonowany na maturze i by wycofano zarządzenia Ministra Oświaty i Wychowania oraz Ministra Rolnictwa zakazującego przyjmowania młodzieży ZSR do innych szkół. Zawarty kompromis zakończył konflikt trwający blisko 5 miesięcy. Postawa bp. Jana Mazura, a przede wszystkim jego głodówka miała ogromny wpływ na przebieg wydarzeń. Zdaniem władz wprowadzała negatywny odgłos polityczny. Zdaniem wiernych udowodnił, że zawsze stanie za swoją trzodą. Tak, jak przystało na prawdziwego pasterza.Pamiętam, że…
Ks. Henryk Bujnik, ówczesny proboszcz parafii Przemienienia Pańskiego w Garwolinie
Byłem wówczas proboszczem w Garwolinie. Biskup bardzo przejął się i zaangażował w całą sprawę. Wieczorem, kiedy przerwano zajęcia, na Garwolin najechało ZOMO. Mimo tego, że zawieszono lekcje, młodzież była w szkole i czekała na dalsze decyzje. Uczniowie w nocy nie dotarli do kościoła na modlitwę, bo zostali zawróceni przez zomowców. Wtedy poprosili nas o odprawienie rano Mszy św. W kościele zgromadziła się nie tylko młodzież ze szkoły, ale i całej okolicy. Biskup jechał wtedy do Ryk. Kiedy podchodziłem do ołtarza, kościelny powiedział mi, że On przyjechał. Wtedy bp Mazur zabrał glos i przemówił bardzo serdecznie do młodych ludzi. Dodał im wtedy otuchy i zapowiedział, że 2 razy w tygodniu będzie przyjeżdżał do Garwolina, by spotykać się z młodzieżą. I tak było przez kilka tygodni.
Ks. Michał Śliwowski, ówczesny wikariusz parafii Przemienienia Pańskiego w Garwolinie
Rola bp. Mazura w tych wydarzeniach była rolą wiodącą. My wszyscy patrzyliśmy na Jego reakcje, słuchaliśmy tego, co mówił. Był pasterzem naszej diecezji. My, jako zwykli księża, ówcześni wikariusze, poparcie i umocnienie, żeby postępować tak, a nie inaczej, czerpaliśmy właśnie od Niego. Fakt, że przyjeżdżał i wygłaszał katechezy, był dla nas bardzo ważny. Każde spotkanie wnosiło coś nowego, a to, co wówczas mówił, było umacniające i znaczące. Widzieliśmy biskupa jako człowieka o wielkim poświęceniu, nie tylko dla tej właśnie idei. Nie oszczędzał siebie, ciągle z nami był, pamiętał. Nigdy nie pokazywał zmęczenia. I tak właśnie Go widzieliśmy – podejmował wielki trud i wysiłek, nie oszczędzając siebie. Nawet wtedy, kiedy nie wiedzieliśmy, co będzie dalej, on powtarzał: „Dopóki krzyż nie będzie wisiał w szkole, będę o chlebie i wodzie”. To też było wyrazem tego poświęcenia. Jego postawa, spotkania z Nim i możliwość uczestniczenia w tamtych wydarzeniach wpłynęły na całe moje życie. Byliśmy blisko tego i każdego z nas to w jakiś sposób dotknęło. Pamiętam ofiarność naszego biskupa i nasze zapatrzenie w niego. Miał wielką umiejętność rozwiązywania problemów w sposób bardzo spokojny, wyważony i to dało się zauważyć. Nas też do tego zachęcał.
Ks. Stanisław Bieńko, ówczesny wikariusz parafii Przemienienia Pańskiego w Garwolinie
Kiedy zaczęła się obrona krzyża w Miętnem, biskup jechał do Ryk. Zatrzymaliśmy Go po drodze i zrelacjonowaliśmy całą sytuację: że młodzież została wyrzucona za szkoły i dla niej to jest ogromny problem, że szkołę zamknięto, na uczniów nawet czeka ZOMO i zawróciło ich z drogi do kościoła. Wtedy biskup natychmiast podjął decyzję i powiedział: „Dobrze, ja zostanę”. Wtedy wygłosił bardzo pokrzepiająca mowę do młodzieży, pierwszą katechezę. Było tam ponad 600 osób – uczniowie, nauczyciele i duszpasterze. Od razu powziął też decyzję, że będzie czynił ze swojej strony wszystko, co możliwe, by wspomóc młodzież. Podjął przecież nawet głodówkę, dopóki krzyże nie wrócą do szkoły. Przez dość długi okres, bo prawie 2 miesiące, w każdy wtorek i piątek, przyjeżdżał na katechezy dla młodzieży. Biskup mówił naprawdę pokrzepiająco, z głębi serca, z ogromnym duchem. Mogliśmy zawsze liczyć na Jego pomoc i wsparcie, nawet kiedy natychmiast trzeba było o czymś zadecydować. Kiedyś pojechałem do biskupa z emerytowanym nauczycielem z Garwolina o pierwszej w nocy. Otworzył nam swój dom i rozmawialiśmy bardzo długo, bo byliśmy mocno zaniepokojeni sytuacją. Biskup Jan naprawdę podtrzymywał nas na duchu, a były to trudne trzy miesiące.
Grażyna Kołodziejczyk, ówczesna przewodnicząca samorządu ZSR w Miętnem
Biskup był naszym przewodnikiem duchowym. Patrząc z perspektywy czasu, gdyby nie on, wiele rzeczy mogłoby potoczyć się inaczej. Pomagał nam modlitwą, katechezami. Przyjeżdżał do nas w czasie strajków i po zamknięciu szkoły. Wspierał księży, którzy nas prowadzili, ale to on swoją postawą i głodówką doprowadził do rozwiązania konfliktu. Spotkanie z nim wpłynęło na całe moje dalsze życie. Byłam wtedy przewodniczącą samorządu szkolnego i w czasie strajku pośredniczyłam między młodzieżą a dyrektorem szkoły i władzami. Dla nas, jako młodych ludzi, była to niezapomniana lekcja religii i szkoła życia, wiary. Postawa księdza biskupa wpłynęła na całe nasze dorosłe życie. Będę go wspominać bardzo ciepło. Był wielkim człowiekiem, który ryzykował bardzo dużo. To były czasy głębokiej komuny, a on przeciwstawił się systemowi. Wstawił się za młodzieżą i na pewno pozostanie w naszej pamięci.
Wioletta Kluczek, ówczesna maturzystka ZSR w Miętnem
Chociaż od tamtych wydarzeń minęło 25 lat, cały czas o nich pamiętam. Wpłynęły one na całe moje dalsze życie. Byłam wtedy w klasie maturalnej. Miałam problemy z ukończeniem szkoły i zrobieniem matury. Pamiętam, jak traktowali nas urzędnicy państwowi, a jak księża, bo były to diametralnie różne postawy. Wiem, że to, co wtedy przeżywaliśmy, było ponadczasowe. Księża i bp Mazur bardzo nam pomogli. My działaliśmy sami z siebie, nikt nami nie kierował. W momencie, kiedy wszystkie próby porozumienia się z władzami zawiodły, włączył się sam biskup. Swoimi kazaniami wzmocnił nas duchowo, powiedział, że bardzo dobrze robimy i powinniśmy trwać w tym nadal. Wyjaśnił też, że nikt nie powinien nami rządzić mówić, jak mamy wyrażać swoją wiarę. Wspierał, by nie ulegać nikomu w swoich dążeniach, jeśli uważamy je za słuszne. Tych nauk było kilka, a wszystkie równie ważne. Nie ukrywam, pojawiały się chwile zwątpienia wśród młodzieży, bo grożono nam wyrzuceniem ze szkoły i brakiem matury. Ale to zjednoczenie dzięki biskupowi spowodowało, że wytrwaliśmy.Postąpił bardzo roztropnie
O wydźwięku historycznym postawy bp. Jana Mazura podczas obrony krzyży w Miętnem mówi ks. Bernard Błoński, historyk Kościoła.
Obrona krzyży w Miętnem to już prawie legenda…
To chlubna karta w historii naszej diecezji. Wydarzenie, które, oceniając w kontekście politycznym, zyskało sławę na arenie ogólnopolskiej i narodowej. Bo o tych zajściach mówiono i pisano w całej Europie i Stanach Zjednoczonych, dzięki przebywającym w Polsce korespondentom zagranicznym. „Głos Ameryki” czy „Wolna Europa” komentowały te wydarzenia cały czas. Gdyby nie ten rozgłos, władze komunistyczne próbowałyby zmarginalizować i zatuszować cale zajście. Kiedy młodzież upomniała się o krzyże, próbowano im wytłumaczyć, że nie jest to zgodne z duchem laickim państwa. Trzeba przypomnieć, że był to okres, kiedy młodzież, po wydarzeniach w kraju, odetchnęła trochę swobodniej i chciała zamanifestować swoje przywiązanie do wiary, a krzyż był jej znaczącym symbolem.
Bp Mazur początkowo próbował rozwiązać konflikt ugodowo.
Biskup, jako pasterz diecezji, postąpił bardzo roztropnie. Najpierw musiał w sposób formalny komunikować się z różnymi organami władzy, które opiekowały się młodzieżą. Kiedy to nie przyniosło rezultatów, podejmował kolejne działania. Dziś wiemy, z zachowanych materiałów zgromadzonych w IPN, że ta sprawa przeniosła się aż na szczebel Komitetu Centralnego partii i rządu. Biskup początkowo działał, zachowując obowiązujące procedury, jednak kiedy pojawiły się uniki ze strony władzy lokalnej na szczeblu województwa, a problem nadal nie został rozwiązany, sam zdecydowanie opowiedział się po stronie młodzieży. Swoją postawą podtrzymał protest, a dodatkowo podjął akt postu o chlebie i wodzie. Na szczeblach władzy państwowej wywołało to niepokój. Wówczas nastąpiła interwencja ze strony Episkopatu Polski i dzięki temu zaczęły się rozmowy i uzgodnienia.
Nie bał się represji ze strony władz w stosunku do swojej osoby?
W tamtych czasach manifestowanie przez biskupa solidarności z protestującą młodzieżą mogło być niebezpieczne. On sam nie mógł przewidzieć, jakie skutki przyniosą Jego działania, czy Jego postawa nie zostanie zlekceważona. Jestem przekonany, że biskup odniósł wówczas duży sukces. W kontekście ówczesnej sytuacji politycznej w kraju, zdecydowanie wystąpił w obronie wiary i swoich wiernych, zwłaszcza młodzieży.
W raportach składanych przez różnych urzędników oceniano to wydarzenie jako nieprzynoszące sławy ówczesnej władzy. Żałowano, że cała sprawa przeciągnęła się w czasie, zaogniła i nabrała wydźwięku międzynarodowego. To zaszkodziło dobremu wizerunkowi, o który zabiegało wówczas państwo. Kolejnym elementem niedobrym dla władzy było to, że tamte wydarzenia zjednoczyły całą diecezję wokół osoby biskupa. Nie tylko kapłani jednoznacznie opowiedzieli się za swoim biskupem, ale i wszyscy wierni, zwłaszcza młodzież.
Jak zapamiętają bp. Jana Mazura przyszłe pokolenia?
W dotychczasowej historii naszej diecezji był najdłużej urzędującym biskupem, bo prawie 28 lat jako ordynariusz i ponad 12 lat jako biskup senior. Był to czas recepcji w Kościele katolickim uchwał Soboru Watykańskiego II. Wprowadzał w życie diecezji uchwały soborowe. Podjął wiele cennych inicjatyw duszpasterskich. Troszczył się i wspierał budownictwo sakralne: świątynie kaplice i sale katechetyczne. Kontynuował i doprowadził do formalnego ukończenia proces beatyfikacyjny Unitów Podlaskich. Podczas konfliktu w Miętnem był cały czas ze swoimi wiernymi, z młodzieżą. W ten sposób chlubnie wpisał się w historię biskupów naszej diecezji. To byli pasterze, którzy bronili Kościoła rozumianego jako wspólnotę wiernych i bronili wartości religijnych i moralnych w swojej diecezji. Tak czynił np. bp Jan Marceli Gutkowski, stając w bronie wiernych obu obrządków i praw Kościoła katolickiego po powstaniu listopadowym, za co został zesłany przez carat do Rosji. Urzędujący po nim bp Beniamin Szymański z okresu powstania styczniowego, także stanął w obronie Unitów i również został wywieziony z diecezji. Po II wojnie światowej, bp Ignacy Świrski kontynuował tę chlubną tradycję, wierności Kościołowi w jedności z papieżem i swoim biskupem, do czego zachęcał kapłanów i wiernych. Jego następca, czyli bp Jan Mazur, również jako gorliwy pasterz nie bał się otwarcie, jednoznacznie i zdecydowanie występować w obronie wartości religijnych i być z wiernymi swojej diecezji.