Adwentowe rozważania


Z nastaniem grudnia zawsze pojawia się pytanie: „Adwent – i co dalej?”. Od razu nasuwa się mnóstwo skojarzeń: rekolekcje, roraty, oczekiwanie na święta, pan organista roznoszący opłatki… W następnej kolejności jest kupowanie i wysyłanie kartek z życzeniami, perspektywa generalnych porządków, zakupy i planowanie świątecznego menu. Wszystko zmierza ku jednemu celowi – Bożemu Narodzeniu. Czuć atmosferę oczekiwania i wewnętrzną tęsknotę za tym, co duchowe i nieprzemijalne. Gdyby tak choć na moment zatrzymać czas. Usiąść w samotności, popatrzeć na płonącą świecę, zasłuchać się w słowa godzinek i zamyślić nad swoim życiem. Tylko, czy to jeszcze możliwe? Czy w tym szalonym świecie można jeszcze wyhamować?

Okiem ministranta

Dawne przekazy informują nas o tym, że w roratach uczestniczyli przedstawiciele wszystkich stanów. W Mszach wotywnych o Matce Najświętszej brali udział duchowni, szlachta i chłopi. Wszystkich jednoczyło oczekiwanie na Pana. A jak jest dzisiaj? O przemyślenia na temat adwentu poprosiłam młodszych i starszych, duchownych i świeckich. Posłuchajmy, co mają do powiedzenia.

– Adwent zaczynam od lektury początku Ewangelii św. Jana. Wczytuję się w poetycki prolog, który mówi o tajemnicy wcielenia Syna Bożego i celu Jego posłannictwa. Ten fragment jest dla mnie doskonałym wprowadzeniem do przeżywania całego okresu adwentowego i samego Bożego Narodzenia. Słowa Jana Chrzciciela „ja jestem głosem wołającego na pustyni… prostujcie ścieżki dla Pana” są dla mnie niczym innym, jak wezwaniem do adwentowej spowiedzi i usunięcia z życia grzesznych przypadłości, które oddalają od Boga – tłumaczy Rafał Bujnik, ministrant z Rossosza. Zaraz jednak dodaje, że sama spowiedź i lektura Pisma Świętego nie wystarczą. – Maryja swoim „fiat” pokazuje nam kolejny krok, jakim jest świadoma zgoda i chęć przyjęcia przychodzącego Jezusa. Kimkolwiek jesteś, jakikolwiek jesteś, niezależnie od tego, jak bardzo pogrążony w grzechu, jak bardzo odrzucony przez ludzi, musisz mieć świadomość, że to nie jest żadna przeszkoda, aby spotkać Jezusa w te święta. Potrzeba tylko wiary, bo ona czyni cuda. Warto pamiętać, że „to, co jest niemożliwe u ludzi, możliwe jest u Boga” – przekonuje Rafał.

Rozcieńczeni przez komercję

Mój młody rozmówca podkreśla, że Adwent to również czas wyciszenia i wyrabiania w sobie cierpliwości. – Nie jest to proste, ponieważ już od początku listopada jesteśmy zewsząd nakłaniani do innej postawy. Z wiekiem coraz wyraźniej zaczynam zauważać, że wokół świąt krystalizują się dwie rzeczywistości – duchowa (kościelna) i komercyjna, nastawiona na pieniądz, zysk i „rozcieńczenie” naszych przeżyć religijnych. Chodzi o to, byśmy nie dali się zdominować tej drugiej propozycji. Tylko głębokie zakorzenienie się w rzeczywistości duchowej (skoncentrowanie swoich myśli na osobie Jezusa) gwarantuje właściwe przeżycie świąt. Drogi czytelniku, życzę Ci abyś w te święta naprawdę spotkał Jezusa (jeśli jeszcze nie spotkałeś) i już Go nie opuścił. Wszystko w Twoich rękach! – apeluje Rafał.

Dawniej i dziś

Dla pani Anny Mikiciuk Adwent jest czasem zadumy nad własnym życiem. Gdy pytam, jak przeżywa ten czas w rodzinie, odpowiada:

– Staramy się odpowiednio przygotować i uporządkować wnętrze swojej duszy, aby Bożą Dziecinę powitać godnie i w łasce uświęcającej. Kolejne zapalane świece adwentowe przypominają nam, że jesteśmy coraz bliżej Świąt Bożego Narodzenia. Radosne oczekiwanie spędzane w modlitewnym nastroju i skupieniu, pozwala nam w pełni cieszyć się ze spotkania z Jezusem w Betlejemskim żłóbku w gronie rodziny i przyjaciół. Pamiętam, że w dzieciństwie podczas Adwentu uczyliśmy się kolęd i przygotowywaliśmy się do kolędowania po okolicznych domach. Wielką radość sprawiało nam robienie ozdób choinkowych z bibuły i wydmuszek jaj. Czuliśmy, że wkrótce wydarzy się coś bardzo ważnego.

Pomyśleć o innych

Swoimi wspomnieniami dzieli się z nami także s. Estera, loretanka. – Dzieciństwo spędziłam na Górnym Śląsku. Trzeba przyznać, że mieszkają tam ludzie o specyficznej lokalnej pobożności – bardzo zdrowej i żywej. Do dziś roraty kojarzą mi się z potokami świateł zmierzających w stronę kościoła. Pamiętam też sąsiedzkie przypomnienia o ciszy adwentowej, kiedy ktoś z młodych zbyt głośno słuchał muzyki. To, co najbardziej utkwiło mi w pamięci, to rodzinna atmosfera panująca wśród ludzi. Socjalistyczny system upokarzał pustymi półkami i długimi kolejkami, w których czekało się chociażby po… jajka. Nie było jednak mowy o tym, by ktoś myślał tylko o sobie. Z pozoru upokarzający czas zdobywania różnych produktów, potrzebnych do przygotowania świąt, otwierał ludzkie serca na innych. To był prawdziwy Adwent, w którym ludzie myśleli wzajemnie o sobie. Troszczyli się, by w każdym domu święta były piękne i spokojne – opowiada s. Estera.

Adwent w biegu

Pani Ania Wieczorek z Kielc z hasłem Adwent kojarzy poranne wstawanie i przygotowywanie własnego kartonowego lampionu. Miał beżowo-zielony kolor i był wykonany z pomocą taty. 

– Wiem, że był to rodzinny czas. Kiedy szliśmy do kościoła, zawsze mocno trzymaliśmy za rękę któregoś z rodziców. Było zimno i wiał wiatr. Ciepło wyczuwane przez rękawiczkę i zapalony lampion wydawały mi się wtedy czymś najlepszym, co można mieć w mroźny grudniowy poranek. Najpiękniejsze roraty pamiętam jednak z czasów studenckich, kiedy mieszkałam akademiku w Lublinie. Byłam już dorosła i zupełnie inaczej podchodziłam do tych spraw. Wcześniej myślałam, że roraty są przeznaczone tylko dla maluszków z podstawówki. W KUL-owskiej kaplicy polubiłam je jeszcze bardziej. Do dziś pamiętam niesamowity urok tych spotkań, możliwość skupienia, zamyślenia i odpoczęcia w Bogu…

Dziś podjeżdżam pod sam kościół samochodem, razem z trójką swoich dzieci. Wszystko nabrało jakiegoś pośpiechu. Kiedyś był czas na refleksję, dzisiaj  wszystko odbywa się bardzo szybko. Zauważam, że sama popędzam dzieci a potem zastanawiam się, czy obecna rzeczywistość jest lepsza od tego, co przeżywaliśmy przed laty. Na naszym stole stoi mały adwentowy świecznik. Podczas niedzielnego obiadu dzieci zapalają kolejne świece, które mają różną wielkość. Ten czas świętujemy domowo – zaznacza pani Ania.

Zadanie dla dorosłych

Z wielką radością i przyjemnością słucha się adwentowych wspomnień dzisiejszych 30, 40 i 50-latków. Jeszcze więcej do powiedzenia mają seniorzy. O swoich roratach i czekaniu na Boże Narodzenie mogą opowiadać godzinami. Mają, co wspominać. To nic, że było skromnie i zupełnie inaczej niż dzisiaj. Zastanawiam się, co za kilkadziesiąt lat będą wspominać obecni nastolatkowie. Zróbmy wszystko, by dorosłym życiu mogli powiedzieć, że Adwent był i jest dla nich czasem odkrywania Boga i wspólnego czuwania z Maryją. Miejmy nadzieję, że ziarno zasiane w młodości wyda piękny plon w dorosłym życiu.  Okiem duszpasterza

 

Ks. Tomasz Cabaj – wikariusz parafii Corpus Domini w Carpi

Adwent zawsze był dla mnie szczególnym czasem. W moim domu toczyłem wojny o jego sens. Przekonywałem, że trzeba przygotować i posprzątać serce, a nie dom, ale robiłem tak zapewne z lenistwa. Moja mama w okresie przedświątecznym zawsze szczególnie dba o dom, co dodawało pracy także i mnie. Nie wiem, czy ktoś mi uwierzy, ale za każdym razem starałem się dostrzegać Jezusa, który ma przyjść właśnie do mnie i dla mnie, a nie tylko prezenty. Obecnie, gdy jestem księdzem, mogę przeżywać Adwent w nieco odmienny sposób. Mogę też pomagać innym ludziom we właściwym jego przeżywaniu.

Adwent przede wszystkim stał się dla mnie prawdziwie świętym czasem, bardzo intensywnym oczekiwaniem i codzienną walką o czyste serce. Dla mnie jest to także czas postanowień, zmian w sobie i przemyśleń nad tym, nad czym trzeba popracować lub, co warto rozpocząć. Być może to dziwne, ale w jakimś sensie owy świąteczny medialny pęd, choinki w listopadzie, świąteczne promocje pojawiające się zaraz po wakacjach, pomagają mi z jednego prostego powodu. Tak bardzo mnie to denerwuje, że się wyłączam, nie dotykam, nie uznaję, w jakimś sensie zamykam oczy i po prostu tego wszystkiego nie widzę. Chowam się w swoim świecie, świecie mojego prywatnego Adwentu i czekam na mojego Jezusa, który bardzo prywatnie chce przyjść właśnie do mnie, mimo iż wszyscy to wiedzą i o tym trąbią. Myślę więc, że do Adwentu dobrze jest podejść bardzo osobiście, trochę zapomnieć o świecie, a przypomnieć sobie o sobie; o własnych pragnieniach, potrzebach, tęsknotach i problemach. Również o wadach i nałogach, ale też o zaletach i talentach. Słusznym jest, aby przemyśleć swoje życie na nowo i spotkać się z nowym życiem – z Jezusem. On przecież nie potrzebuje wiele, a może dać wszystko. I to jest największa tajemnica Adwentu, to coś tak logicznego i jasnego, bo przecież nie znajdziemy Jezusa w żadnym sklepie, na żadnej półce, w żadnej promocji. Nie znajdziemy Go w biegu bez celu i namysłu. Odszukamy Go tylko w sobie, w ciszy, gdy zapłacze. A gdy już usłyszymy Jego płacz, możemy być pewni, że JEST. I dlatego warto czekać.

 



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *